And Nothing Hurt – Spiritualized

Fat Possum, 7 września 2018

Processed with VSCO with a6 preset

Pamiętam jak ponad 20 lat temu chodziłem po Wrocławiu i szukałem dla kolegi płyty „Ladies and Gentlemen… We Are Floating In Space” nieznanej mi jeszcze wówczas grupy Spiritualized, polecanej w miesięczniku Machina. Znalazłem ją w jednym z licznych wtedy sklepów płytowych i za przyzwoleniem fundatora jako pierwszy odsłuchałem. Spodobała mi się jej senna, psychodeliczno – orkiestrowa stylistyka – nawet bardziej niż koledze – i tak zaczęła się moja przygoda z dziełami Jasona Pierce’a zwanego też J. Spaceman. Nabyłem sobie z czasem kilka jego płyt i teraz z przyjemnością sięgnąłem po najnowszą „And Nothing Hurt”, która ukazała się po 6-letniej przerwie. Lata lecą ale właściwie niewiele się w Spiritualized zmienia. Od pierwszej do ostatniej nuty wiadomo z kim ma się do czynienia. Zarówno głos Jasona, jak i aranżacje są bardzo charakterystyczne. Połączmy Velvet Underground, Neila Younga, Sonic Youth i Primal Scream – uśrednijmy poziomy dynamiki i mamy Spiritualized. Przeważają tu songi idealne do samotnych spacerów, szarych poranków, jak choćby „I’m Your Man”. Spokojny wokal, niezbyt hałasujące gitary, smyczki i inne orkiestrowe dodatki. Utwory przechodzą z jednego w drugi. Stronę plastyczną płyty stanowią zdjęcia samotnego kosmonauty na planecie Ziemia, zagubionego, szukającego kontaktu. Jego komunikaty zapisane są wszędzie alfabetem Morse’- płytę kończą zresztą dźwięki z aparatu wysyłającego sygnały Morse’a. Ale mamy tu też tak żwawy i rozkręcający się kawałek jak „The Morning After”. Istne szaleństwo blisko 8-minutowej orkiestrowej kakofonii (w nagraniu płyty autentycznie udział wzięło kilkunastu – jak nie więcej – muzyków). Zarówno w jednym, jak i w drugim wcieleniu Spiritualized jest naprawdę dobry.

Processed with VSCO with a6 preset

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×