Pierwszy raz jestem nieco rozczarowany płytą Pablopavo i Ludzików. Gdy w ub. roku słuchałem w Krakowie, jak grają „Piosenkę” z tekstem Miłosza, anonsując pracę nad nowym materiałem, nie mogłem się doczekać na jej premierę. Utwór „Karwoski”, promujący album „Marginal” z miejsca zawojował listę przebojów Trójki. No i jeszcze przeczytałem na okładce, że nowa płyta zawiera muzykę dyskotekową, jakiej pewnie żadna dyskoteka w Polsce grać nie zechce. Wszystko to zapowiadało coś naprawdę ekscytującego. Tymczasem całe dzieło ma tyle samo wad, co zalet. Pierwszym moim zarzutem jest powtarzająca się do bólu formuła stylistyczna „Marginalu”. Większość kompozycji odwołuje się do jednego patentu – monodeklamacja, funkowy rytm i smyczki w stylu Boney’M. Odstaje od tego schematu dziwne intro (niby góralskie w rytmach) i zamykające całość „PKB” oraz „W przytułku”. Druga boląca kwestia to teksty. Po sukcesie literackim, odniesionym za sprawą debiutanckiego zbioru opowiadań, tym większe oczekiwania spoczywały na tym elemencie twórczości Pawła Sołtysa (Pablopavo). Tymczasem po kilkukrotnym przesłuchaniu całości pozostały mi w pamięci raptem dwie, trzy historie – o Adamie, który stracił nogi na budowie, o Agacie, która swoim tańcem przyprawia chłopaków o zeza i o Ewie z chodzikiem, odmłodzonej grudniowym słońcem – bo w gruncie rzeczy historii na tej płycie jakoś brak. A przecież słuchanie piosenek Pablopavo to było zawsze spotkanie z określonym światem smutnych zdarzeń i z ludźmi, którzy mogli zaistnieć tylko w tych tekstach. Oczywiście jest tu też wystarczająco dużo fajnych elementów, by płytę docenić – jak choćby nawiązania do polskiej muzyki dansingowej lat 70. czy różne smaczki językowe w tekstach – ale dla mnie to trochę mniej, niż oczekiwałem.