Gdy dostrzegłem w jednym ze sklepów internetowych anons nowej płyty The Good, The Bad & The Queen nie bardzo dowierzałem, że to faktycznie nowe wydawnictwo tej supergrupy. W „Mojo” wyczytałem reportaż z nagrań „Merrie Land”, który potwierdzał, że Damon Albarn zebrał po latach tę samą ekipę, która w 2007 roku ucieszyła świat debiutancką płytą TGTB&TQ. Pierwszą istotną zmianą jest osoba producenta. Miejsce Danger Mouse’a zajął Toni Visconti i to na pewno rzutuje na klimat nowego albumu. Jedynka była bardziej melodyjna i wyrastała wprost z Albarnowego ducha znanego z dokonań Blur i Gorillaz. „Merrie Land” to wciąż charakterystyczny, lekko smęcący głos Damon’a ale klasyczny skład na gitarę, bas, klawisze i perkusję uzupełnia cała masa orkiestrowych instrumentów, chóry i inne ozdobniki. Właściwie dobrze definiuje ten materiał określenie, że ta muzyka – niewątpliwie bardzo brytyjska – brzmi tak, jakby rock nigdy się nie zdarzył. Jak to możliwe skoro zespół tworzą ludzie wywodzący się z The Clash, czy The Verve? No cóż – Gorillaz nie jest rockowe, The Clash grali rock na dwóch pierwszych płytach, a już na Sandiniście wszystko, co im się zachciało. Perkusistą supergrupy jest Tony Allen grający z Felą Kutim – a więc też bez rockowego kontekstu. Tak więc „Merrie Land” operuje stylistyką tego, co oddawało ducha muzyki brytyjskiej sprzed epoki The Beatles. Mnie się kojarzy z klimatem starych filmów o Pippi Langstrumpf. Dla Albarna jest to pożegnanie ze starą Anglią, która w dobie Brexitu straciła dla niego swoją twarz. Jest więc gorycz, nostalgia, irytacja i rozczarowanie. Nie przypadkiem utworem promującym album jest kawałek „Gun to the Head”. Album otwiera intro z czytanym cytatem z „Opowieści kantenberyjskich”, we wkładce jest reprodukcja muzealnej litografii „The Piper”, a okładkę tworzy kadr z klasycznego angielskiego horroru z 1945 roku „U progu tajemnicy”. Nowa płyta The Good, The Bad & The Queen na pewno spodoba się miłośnikom jedynki – jest w niej mimo wszystko wiele muzycznego ciepła, subtelnych barw i dźwiękowych smaczków, które nadają tej płycie brytyjskiej klasy. Tak na otarcie łez.