Cat Power – a właściwie Chan Marshall – zasługuje na książkę, albo na film. Używki, skandale, depresja, niebanalne związki miłosne, świat mody i filmu, zaskakujące i godne pozazdroszczenia kolaboracje artystyczne, szalone trasy koncertowe. Niewiele jest tak burzliwych, dramatycznych i mocnych życiorysów na współczesnej scenie muzycznej. Gdyby Cat Power grała pop, kolorowa prasa miałaby przez prawie trzy dekady ekscytującą pożywkę.
Wydana ostatnio płyta „Wanderer” jest pierwszym wydawnictwem Cat Power od 2012 roku i pierwszym wydanym dla wytwórni Domino (wcześniej przez wiele lat wierna była Matadorowi). Zarazem rzadko bywa, by artysta związany z niezależnym labelem nagrywał cover jednego z największych hitów Rihanny („Stay”) i zapraszał na płytę gwiazdę pokroju Lany Del Ray (singlowy „Woman”). Cóż za przewrotność. Wszak pracując nad albumem „Sun”, który miał być wyskokiem Cat Power ku modnym brzmieniom, zaprosiła do studia Iggy Popa.
Cat Power, która w przeszłości grała lo-fi, grunge, blues i folk tym razem oparła materiał na oszczędnych partiach pianina. To one prowadzą ten album, budują nastrój i rytm. Oczywiście jest też jej gitara, są smyczki i trąbka. Kolejne nagrania niejako z siebie wynikają, są dopełnieniem zaczętych wcześniej tematów i motywów. Wystarczy zestawić ze sobą „In Your Face” i „You Get”. Utwór tytułowy tworzy albumową klamrę. Ale Cat Power potrafi też sięgnąć po modny efekt auto-tune ale czyni to tak, że kawałek „Horizon”, jest równie klimatyczny, jak cała reszta płyty. „Wanderer” zdobył uznanie prasy i krytyków. Pojawił się w różnych zestawieniach ważnych albumów 2018 roku. Ale warto, by sięgnęło po niego jak największe grono słuchaczy. Cat Power pracuje na to ciężko od wielu lat. Momentami życie i granie muzyki nieco ją przerasta. Przerwy pomiędzy kolejnymi premierami są coraz dłuższe, więc naprawdę zachęcam do odbycia osobistej wędrówki z tą płytą.