Zacząłem znajomość z serialem „True Detective” od drugiego sezonu i polecam taką kolejność. Wszyscy uważali, że jedynka była dużo lepsza, więc dobrze zobaczyć najpierw dobry drugi, potem świetny pierwszy, a teraz ten trzeci. W każdym mamy inną parą detektywów. W najnowszej serii główne role grają Mahershal Ali – jako detektyw Wayne Hays oraz Stephen Dorff – jako Roland West. Rzecz dzieje się w Arkansas, w jak zwykle niewielkiej, anonimowej miejscowości. Nowością jest sam sposób narracji. Akcja filmu i całe śledztwo toczą się na przemian w roku 1980, 1990 i w bliżej nieokreślonym czasie współczesnym, gdy obaj policjanci są już na emeryturze. Niby wiadomo, że rozwiązanie zagadki musi poczekać, ale tropy z przeszłości ogląda się z ciągłą nadzieją na odkrycie prawdy. Rzecz dotyczy dwójki zaginionych dzieci, które pewnego popołudnia wyjechały rowerami do kolegi i nigdy do niego już nie dotarły. Ich rodzice są od dłuższego czasu skłóceni. O ich wychowanie bardziej dba ojciec i to on wzywa policję jeszcze tego samego wieczoru, gdy dzieci znikają. Sprawa nabiera rozgłosu, dramat narasta.
Czarnoskóry Wayne Hays – były żołnierz zwiadowca z Wietnamu – jest niezwykle skupiony na sprawie. Przy okazji poznaje nauczycielkę z miejscowej szkoły – ciemnoskórą, atrakcyjną kobietę o kalifornijskiej przeszłości. Ich relacje – często trudne – są również ważną osią tego filmu. Ona pisze książkę o śledztwie, przez co detektyw Hays ma poważne kłopoty w pracy. To, że jest czarnoskóry w 1980 roku wciąż ma jeszcze niemałe znaczenie. Z drugiej strony Wayne Hays jest uparty, zamknięty w sobie i bezkompromisowy. To Roland West z czasem awansuje, choć daleko mu do przenikliwego kolegi. W całym śledztwie niezwykle trudno o uczynienie jakiegoś kroku do przodu. Często trzeba kluczyć bocznymi ścieżkami, lokalne władze chcą jak najszybciej zakończyć sprawę i wskazać winnego. Za całą sprawą ciągnie się pasmo śmierci. Akcja rozgrywająca się współcześnie obejmuje wywiad telewizyjny prowadzony z Wayne’m, który zaczyna cierpieć na zaniki pamięci. Ta perspektywa potęguje poczucie niepewności i zagadkowości u widza. Wydaje się, że wszystko mogło się zdarzyć i niejeden scenariusz jest możliwy. Finał jest podwójnie, a może nawet potrójnie złożony. Mahershal Ali kreuje niewątpliwie postać detektywa, jakiego jeszcze nie było. Porywczego, dumnego, nieustępliwego ale też z kompleksami. Nowy „Detektyw” nie trzyma może w napięciu, ale na pewno wciąga i przekonuje. Czy przebił „jedynkę”? Chyba nie. Ale od „dwójki” jest mocniejszy.