W gronie premier jest w tym tygodniu kawałek australijskiej grupy Rolling Blackouts C.F. Jest ze mną ta płyta od ponad pół roku i jakoś nie mogła się przebić z żadnym kawałkiem. Teraz posłuchałem jej po jakimś czasie i stwierdziłem, że śmiało można z niej wyjąć ze trzy, cztery przeboje. Prawdziwym powodem tej premiery Australijczyków jest jednak problem z kupieniem nowości. Najwięcej ciekawych premier ma dla mnie sklep sonicrecords. Niestety darmową wysyłkę ma dopiero od 250 zł, co oznacza konieczność zamówienia za jednym zamachem 6 płyt cd. Niby zapłacenie 10 zł za przesyłkę nie jest tragedią, ale te same płyty niewiele droższe są na stronie Świata Książki, gdzie darmowa wysyłka jest od 100 zł, a na stronie sklepu FaN są one nawet tańsze, a przesyłka kosztuje tyle samo. W innej klasie występuje Empik, który do salonu każdą płytę dostarcza za darmo, no ale ceny ma najwyższe – np. reedycja zespołu Rema-Rema jest o połowę droższa, niż w sonicrecords! Co gorsza, wiele płyt w wersji cd jest niedostępna poza Empikiem, a w sklepie FaN trzeba czekać na ich sprowadzenie czasem dwa tygodnie. Niektóre płyty są też w ogóle w Polsce niedostępne, albo są na specjalne zamówienie i kosztują w granicach 70 zł lub więcej. Wzdycham zatem czasem zniesmaczony rynkiem płytowym, do którego staroświecko się przywiązałem. Ale na szczęście mam do czego sięgać, bo „niedolansowanych” płyt z 2018 roku (póki co) mi nie brakuje.