„South of Reality” – The Claypool Lennon Delirium

Prawn Song Records, 22 lutego 2019

cld.jpeg

Les Claypool jest dla mnie jednym z najciekawszych artystów na świecie, odkąd usłyszałem w 1991 roku „Sailing the Seas of Cheese” Primusa. Przez kolejne lata kupowałem wytrwale różne dzieła tego basisty. Oprócz wszystkich płyt Primusa, Claypool and the Holy Mackerel, Oysterhead i wreszcie pierwszą płytę The Claypool Lennon Delirium. Beatlesowski pierwiastek w twórczości lidera Primusa był dla mnie czymś wręcz oczywistym. Wszak poczucie humoru czwórki z Liverpoolu i Claypoola spokojnie znajduje punkty wspólne. Ich psychodeliczne światy świetnie ze sobą współgrają. Gdy teraz słyszę opowieści Lesa snute w rytm jego niepowtarzalnego basu, a Sean Lennon dośpiewuje charakterystyczne „la la la la” wyobrażam sobie „Strawberry Fields Forever” coverowane przez Primusa. Posłuchajcie „Blood And Rockets” – nie słyszycie Beatlesów z czasów „Sierżanta Pieprza”, a pod koniec z „Abbey Road”? Tytułowy „South of Reality” przypomina trochę krzyżówkę z Gabrielowskim Genesis. Tych prog-rockowych nawiązań jest tu zresztą więcej. Już sam zabieg tworzenia kilkuczęściowych utworów, do tego brzmienie bębnów, organy i wreszcie czas trwania niektórych nagrań z okolic 7 minut. „Boriska” znów zaczyna się beatlesowskim chórkiem, ale zaraz nachodzi na niego ciężki, opętańczy bas. Gdy Les się wyszaleje mamy znów rozmarzone Lennonowskie partie ze smyczkowymi odjazdami w tle. W finale utworu spotykają się te smyczki z basem i jest to pościg niczym za umykającym powozem Nosferatu. Moim ulubionym nagraniem na płycie jest najdłuższy, blisko 8-minutowy „Amethyst Realm”. Jest tu mocno obecny duch wczesnych Pink Floydów. Podróż, która zaczyna się w szóstej minucie, uświadamia czym była moc psychodelicznej muzyki przełomu lat 60. i 70. Kolejny kawałek korzysta z technik dubowych. Z kolei powrót tematu „krykieta” z poprzedniej płyty duetu, ubrany jest w wyraźnie wschodnie nuty – znów nie obce Beatlesom. Ważne w tym wszystkim, że nie chodzi tu o erudycyjne i techniczne popisy obydwu muzyków, lecz o wzajemne inspiracje, zabawę i zgranie. Na całej płycie nie ma słabych momentów ani mielizn. Jest radość grania, masa pomysłów i ciekawych harmonii. To nawet więcej, niż na ostatnich płytach Primusa.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×