To prawda, że zacząłem czytać Modiano odkąd dostał Nagrodę Nobla, ale też wcześniej prawie nie był on w Polsce obecny (ja miałem tylko „Katarzynkę” – książeczkę dla dzieci wydaną z rysownikiem „Mikołajka” Sempe). Od tych pięciu lat kupuję wszystkie książki Francuza i za każdym razem zgadzam się z Akademią, która wyróżniła go tak prestiżową nagrodą. Modiano wciąż pisze jedną wielką opowieść o świecie niedawno minionym, zagubionym w pamięci, pozbawianym ostatnich żywych świadków. Akcja wielu jego książek rozgrywa się w Paryżu i tak też jest w przypadku „Dory Bruder”. Pozycja ta jest jednak dość wyjątkowa w dorobku Modiano. Autor nie tworzy tu żadnej historii, on ją próbuje odtworzyć z nielicznych faktów i dokumentów. Snuje domysły i przypuszczenia. Szuka cieni i podobieństw.
Dora Bruder to dziewczynka żydowskiego pochodzenia – z ojca Austriaka i matki Węgierki. W okupowanym Paryżu nie powstaje getto, na wzór polskich wojennych realiów, ale Żydzi muszą także nosić w przestrzeni publicznej gwiazdy Dawida. Są też systematycznie zatrzymywani i wywożeni do obozów. Rodzice Dory to biedni ludzie. Oddają córkę do szkoły zakonnej z internatem. Niewiele więcej mogą jej zapewnić, a zarazem chcą ją chronić. Nie zgłaszają Dory do ewidencji podczas spisu ludności żydowskiej. Dziewczynka odwiedza rodziców, w ich pokoju hotelowym tylko w niedziele. Modiano doskonale oddaje atmosferę miasta, pogrążonego w zimowej aurze, objętego godziną policyjną, w którym władze (również kolaboranckie) rozwiązują systemowo „problem żydowski”. Nastoletnia dziewczynka wciśnięta z jednej strony w surowy dryl szkoły zakonnej, z drugiej w coraz bardziej przerażającą atmosferę miasta, podejmuje próbę ucieczki. Nigdy nie dowiemy się jak do niej doszło i jak dziewczynka przeżyła tygodnie pomiędzy urzędowymi wpisami o jej zaginięciu i datą powrotu do domu. Nie poznajemy też dalszych losów Dory, ani jej rodziców, choć przystanek Auschwitz brzmi w ich życiu jednoznacznie. Czytanie tej prozy wywołuje we mnie znajome i niemal intymne tęsknoty za niedosięgłą przeszłością. Stoją jeszcze domy, które były jej świadkami. Skrupulatny badacz jest w stanie wytropić różne strzępy ludzkich historii – jakieś listy, gazety, nazwiska, szyldy, bramy i ulice. Ten obszar tropów i domysłów przypomina mi świat „Sklepów cynamonowych”, tak jak z kolei ponury cień modianowskich historii oddaje fatalistycznego ducha prozy Kafki. I mnie to niezmiennie przeszywa dreszczem wzburzającym uśpione pokłady nostalgii i smutku.