Ostatnia, niedokończona przez samego Głowackiego książka, to zbiór wspomnień i felietonów, pisanych w warunkach rzeczywistości z początku 2017 roku. Nic nie wskazuje na to, by autor tych tekstów miał w ciągu kilku miesięcy dołączyć do wielu opisywanych na tych stronach postaci literatów, aktorów i przygodnie spotykanych ludzi. To proza pełna życia – cóż, że głównie minionego – emigracyjnego, PRL’owskiego, czy nawet okupacyjnego. Jest w nich humor, bezpośredniość i dosadność. Jest duch artystów, którzy bardziej chcieli żyć niż posiadać. Jest alkohol, prostytutki, kombinowanie i zdrady. Jest cynizm ale i liryzm. Głowacki posługując się krótkim tekstem, czasem pociętym na kilka małych odcinków, wspomina dawnych przyjaciół i kochanki. Przytacza anegdoty ze świata literackiego, czy politycznego. To wszystko przeplata dość jednoznacznym komentarzem do czasów bieżących, w których znów dominuje duch jednej prawdy, jednej racji i jednego narodu.
Obok historii związanych z Elżbietą Czyżewską, Zbigniewem Rybczyńskim, Himilsbachem i Maklakiewiczem, Janem Kottem, Ireneuszem Iredyńskim, Andrzejem Brychtem, są też opowiastki o postaciach typu Pani Ala sprzedająca róże na rogu Karowej i Krakowskiego, bufetowa Jadźka, czy niejaki Otello, który postanowił zostać poetą. Są też miejsca w Warszawie, które zostały w pamięci autora – jak Blaszanka (miejski szalet na placu Trzech Krzyży), tani lokal „Partumiarnia” naprzeciwko pomnika Mickiewicza, czy słynny SPATiF. W niektórych tekstach Głowacki zagląda do Nowego Jorku (wzruszająca historia, o tym jak oprowadzał Jacka Kuronia po spelunkach na początku lat 80.), czy na Ukrainę czasów Majdanu. Ta proza uświadamia dobitnie, że świat Głowackiego przeminął, że bohaterowie tych historii – wielcy i całkiem zwyczajni – zostali już tylko we wspomnieniach autora. Że obecne czasy nie czynią go bohaterem. A wreszcie trzeba pogodzić się z faktem, że sam Głowacki zakończył 18 sierpnia 2017 roku życie. Ten tom zamyka tekst o śnie, w którym autor opisuje własną sekcję zwłok. Planował jeszcze napisać kawałek o własnej mszy pogrzebowej, co w tej książce już tylko jego córka opisuje. Głowacki znał tylu wybitnych ludzi kultury, że na samych wspomnieniach o nich można byłoby pociągnąć niejedną książkę. Tu jest też miejsce na poezję ulic i sypiącego na nie śniegu, nocnego życia, barów, knajp i klubów go-go. Jest prosty, dosadny język w ustach pomnikowych postaci. Po przeczytaniu „Bezsenności w czasie karnawału” pozostaje świadomość, że świat Głowackiego przeminął, a on sam w swoim cynicznym pojmowaniu ludzkiego losu, zawsze żył na własnych warunkach.