Nowojorski Interpol na początku wieku miał moc podbijania serce wielu miłośników Joy Division. Zagrał wtedy i zabrzmiał tak, jak od dawna nikt nie nagrywał. Ale już trzecia, czwarta płyta trafiała na odmienny grunt. Fani i krytycy przyzwyczaili się do takiego grania. Powstało też parę innych zespołów z tego nurtu, by wymienić choćby Editors. Pamiętajmy również, że Joy Division istniał raptem 3 lata, więc nikomu nie zdążył się przejeść. Blask Interpolu zaczął zatem przygasać. W szeregach grupy zaczęło dochodzić do kryzysów. Obecnie jest to trio, które nagrywa dla niezależnej wytwórni Matador i, w przeciwieństwie do wspomnianych Editors, nie szuka nowych form wyrazu. Ubiegłoroczny album „Marauder” zebrał mimo to niezłe opinie, obronił się kilkoma mocnymi numerami i pozwolił muzykom odzyskać wiarę w siebie. Ta wiara sprawiła, że parę dni temu do sklepów trafiła EP’ka z pięcioma utworami zarejestrowanymi w czasie sesji do ubiegłorocznej płyty. Podoba mi się, że nagrania wyszły niezależnie, a nie w ramach nowej edycji „Maraudera”, bo osobiście lubię mieć wybór wersji w dniu premiery, a nie po roku, gdy na mojej półce stoi już edycja podstawowa. Jednak na samodzielne wydawnictwo materiał ten jest trochę za słaby.
Płytka zaczyna się jakby od środka. Od hałaśliwego wejścia instrumentów i krzykliwego śpiewu. Jak na promocyjny singiel „Fine Mess” wypada na rzecz niedopracowaną. Potem jest podobnie. Kolejna kompozycja (No Big Deal) startuje równie raptownie, choć mniej kakofonicznie. To zresztą dość zgrabny numer – dla mnie chyba najlepszy na całym wydawnictwie. Dobrze pod względem rytmicznym zapowiada się „Real Life”, ale czegoś mu w środku brakuje. Akurat, gdyby podmienić wewnętrzne bebechy poprzednich utworów, z oprawą „Real Life” mielibyśmy coś na miarę najlepszych fragmentów albumu „Marauder”. Rozczarowuje też „The Weekend”. Brzmi jak strona B singla. Trudno coś w nim wyróżnić, czy polubić. Identycznie jest niestety z ostatnim nagraniem. „A Fine Mess” mogłoby być wydawnictwem dystrybuowanym przez zespół na trasie koncertowej. Byłoby rarytasem, prezentem dla fanów. Jako nowe dokonanie grupy niestety nie przekonuje i osłabia zaufanie, jakie zespołowi udało się odzyskać w ub. roku. Przypomina też boleśnie o wyczerpaniu dotychczasowej formuły muzycznej Interpolu. Szkoda, bo mam do tych Nowojorczyków duży sentyment.