„I Am Easy to Find” – The National

4AD, 17 maja 2019

Processed with VSCO with hb1 preset

Obejrzałem film Mike’a Millsa z Alicją Vikander, który był kołem zamachowym nowej płyty The National i poczułem ten klimat. Czarno-biały obraz, trwający ok. 25 minut pokazuje historię życia pewnej kobiety. Tekst narratora wydrukowany jest we wkładce do płyty. Nie jest to historia jakaś szczególna – ciężka, budująca, czy tragiczna. Ot, w gruncie rzeczy zwyczajna. Ale to zamknięcie całego życia w tak krótkim czasie, w dodatku z aktorką, która cały czas tak samo wygląda – bez względu na odgrywany wiek, zmusza do refleksji. Trochę nad banalnością naszego żywota, a trochę nad wielkością zmagań kobiety ze światem. I wcale nie dziwię się, że The National poszli tą drogą. To znaczy, że zbliżyli się na swojej płycie do kobiet – i to oddając im po prostu głos. Na „I Am Easy to Find” mamy zarówno kobiecy chór, jak i gościnny udział Sharon Van Etten, Lisy Hannigan, Kate Stables, czy współpracowniczki Davida Bowie – Gail Ann Dorsey. I choć trudno to sobie wyobrazić, zespół, który tak bardzo kojarzy się z głosem swojego wokalisty, tu wciąż jest sobą, pomimo oddania połowy partii śpiewanych kobietom.

Nie tylko od strony wokalnej nowa płyta The National jest odmienna od poprzednich albumów tej grupy. Ta płyta jest też wyjątkowo długa (trwa ponad godzinę). To sprawia, że trudno nie ulec jej nastrojowi, który momentami staje się nie tylko poważny, ale wręcz posępny. Na szczęście płyta jest dość urozmaicona – i to nie tylko od strony wokalnej. Zespół decyduje się miejscami na nowe dla siebie aranżacje – czy to bardziej filmowo-ilustracyjne, czy mocniej akustyczne. Początek płyty jest bardzo charakterystyczny dla zespołu. Ale te kobiece głosy, wnoszą naprawdę nową wartość. Zwłaszcza w otwierającym „ You Had Your Soul With You”, czy w jednym z moich ulubionych na płycie „Oblivions”. Ale w takim „The Pull of You” pojawia się też ciekawa aranżacja – najpierw elektroniczne chroboty, niczym w Radiohead, potem rozwichrzone gitary i dopiero pod koniec łagodzące smyczki. Do tego czasu słychać jednak, że The National to rockowy skład – ta wojenna perkusja w tle robi swoje. Ale kolejne nagrania przynoszą wyciszenie, z instrumentalnym „Her FatherIn The Pool” dla podkreślenia zmiany. Machina rozkręca się na chwilę w „Where Is Her Head” z wdzięcznym gościnnym udziałem Eve Owen. Ale zaraz potem otrzymujemy dwie ponad 6-minutowe kontemplacyjne kompozycje. Potem jeszcze jedną, którą wyróżnia obecność niespokojnie nabijanej perkusji oraz singlowe „Hairpin Turns” w równie łagodnym klimacie, ozdobione partiami pianina. Kolejne przełamanie nastroju przynosi następny mój faworyt – „Rylan”, bliski klasykom grupy z poprzednich płyt. Także tu udanie wpasowuje się kobiecy wokal (Kate Stables), elektronika i pełne pasji smyczki. I to już prawie koniec płyty. Jeszcze tylko króciutki, chóralny „Underwater” i spokojny, pożegnalny „Light Years”. Trochę bym może skrócił ten album, ale kierunek i pomysły na odświeżenie formuły są jak najbardziej trafione. Ciekawe jak to teraz zabrzmi na koncertach?