„Rammstein” – Rammstein

Caroline/Universal, 17 maja 2019

Processed with VSCO with s2 preset

Nie to, że nie słuchałem wcześniej Rammstein, ale płyt jakoś dotąd nie kupowałem. Gdy debiutowali w latach 90. miałem wrażenie, że byli już spóźnieni. Przynajmniej w moim odczuciu. Znałem już przecież Laibach, Ministry i Front 242. Język niemiecki skojarzony z mocnym, metalowo-elektronicznym graniem w marszowo-pompatycznym stylu, brzmiał nieco perwersyjnie, ale przecież podobał mi się ten język już w twórczości DAF, Kraftwerk, a nawet Neny. Ale oczywiście rozumiałem i doceniałem fenomen popularności Rammstein. Ich dbałość o przekaz wizualny, skłonność do artystycznej prowokacji nie pozostawały mi obojętne. Może potrzebna była dłuższa przerwa od nowych płyt zespołu, bym poczuł nagle, że zasługują na znalezienie się w mojej kolekcji. Tym bardziej, że nowy album nosi tytuł „Rammstein” czym sugeruje pełną reprezentatywność dla całej twórczości grupy. Oczywiście trudno mi autorytatywnie potwierdzać tę tezę, ale słuchając tych 11 premierowych kompozycji czuję absolutną zbieżność z oczekiwaniami, jakie miałem względem niemieckich potomków Wagnera.

Muzyka jest mocna, prosto cięta, stadionowa i wpadająca w ucho. Przy tym nie męczy, bo pomysły na zbudowanie efektu się zmieniają. Nie wszyscy mi uwierzą, ale w „Was Ich Liebe” oraz „Diamant” są duże pokłady liryzmu. Z kolei w „Auslander” pobrzmiewają nuty humorystyczne. Jak wiadomo zespół z ziem dawnego NRD może zagrać bardziej gitarowo, lub bardziej syntezatorowo i już to daje mu przyzwoitą paletę środków. Till Lindemann może też dość normalnie śpiewać, albo ciskać frazy jak z wojennej mównicy. Gitary mogą brzmieć metalowo, lub odzywać się w sposób znany z dokonań Killing Joke. Ważne jest, by w pewnym momencie wyciągnąć jakiś fragment czadu pod klawisz, który pociągnie melodię. Czasem jest to rażący, czasem rozbrajający zabieg, ale stanowi niewątpliwie kwintesencję stylu Rammstein.

Processed with VSCO with s2 preset

Poza tym, trzeba oddać grupie, że kroi hity w stylu „Radio” i „Deutchland” z nieomylnym wyczuciem koncertowego formatu. Również takie „Zeig Dich” porywa, a „Sex” siłą rzeczy pociąga. To wszystko rozgrywa się w obrębie pierwszej strony płyty  i pozwala się słuchaczowi wyszaleć. Od szóstego „Puppe” zaczyna się gra pomysłami i spokojniejszymi tonami. Kupiłem sobie edycję limitowaną, która niestety nie zawiera żadnych dodatkowych nut, za to edytorsko wyróżnia się z daleka – nawet w mojej pokaźnej kolekcji.

Processed with VSCO with oc preset

Processed with VSCO with s2 preset

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×