„Stranger Things” sezon 3 – The Duffer Brothers

Netflix 2019

Stranger Things 3

„Stranger Things” dla Netflixa jest niemal tym, czym „Gra o Tron” dla HBO – w każdym razie jest jego największą produkcją. Trzeci sezon wszedł z rozmachem promocyjnym i reklamowym. Nawet na Openerze pojawiły się młode gwiazdy serialu, by opowiedzieć o pracy nad trzecim cyklem tego serialu. Skąd sukces takiego kina? Na pewno z dobrych wzorców i nostalgii za latami 80. Jeśli komuś obce były przeboje Spielberga z tamtej dekady, nie ruszają go ekranizacje horrorów Stephena Kinga, nigdy nie bawiły amerykańskie produkcje typu „Ghostbusters”, „Powrót do przyszłości”, czy „Goonies”, niech nie wchodzi w świat „Stranger Things”. Potwory z drugiej strony rzeczywistości, dziecięcy bohaterowie, super moce, muzyka Limahla, cukierkowe kolory i małe miasteczko z supermarketem – oto świat i estetyka tej produkcji.

Mnie ten film przede wszystkim bawił i wzruszał. Ja przecież w realiach tego filmu miałem tyle lat co jego główne postacie. To samo mnie pociągało i fascynowało. Słuchałem właśnie takiej muzyki – nowej fali, new romantic i amerykańskiego pop-rocka. Ten pietyzm w odtwarzaniu klimatów z epoki Ronalda Reagana naprawdę robi wrażenie. Ale przede wszystkim jest to powrót do świata bez komórek, smartfonów i internetu. Do komiksów i gier planszowych, wycieczek rowerowych za miasto, frajdy z wesołych miasteczek i nielimitowanych lodów. To także nieco inne oblicze zła. Są radzieccy żołnierze i agenci, ale tacy jak z dawnych filmów o przygodach Jamesa Bonda. Jest monstrum – dość obrzydliwe – ale pokraczne niczym stara japońska Godżilla. Są ludzie zombie i przerażająca otchłań, którą otwiera na nowo maszyna wymyślona przez radzieckich naukowców, ale gdy walczą z nimi dzieci, dobrze wiemy, kto ten pojedynek powinien wygrać. Świat dziecięcy – choć funkcjonuje w bezpośrednim kontakcie ze światem zła – chroni parasol znany z klasycznych dzieł Spielberga. Co innego dorośli – tym przydarzają się naprawdę przykre historie. Wiadomo, że prawdziwe demony są pochodną ich błędów i grzechów – małżeńskich zdrad, rozwodów, pijaństwa i braku odpowiedzialności. Trudno mi się było momentami oderwać od tego kina. Wyłapywałem urywki znajomych piosenek i cytaty z obejrzanych w młodości filmów, zanurzałem się w dawnych odczuciach i emocjach, ciesząc się, że serial ma też tak dobry odbiór wśród współczesnej nastoletniej publiczności. To tylko taka bajka, kino przygodowe, świat odtworzony. Ale dla mnie to jak odkrycie pudła ze zdjęciami mojego placu zabaw z dzieciństwa, spojrzenie na twarze dawnych kolegów i puszczenie starych kaset magnetofonowych. Tyle, że ja nie mam takiego pudła ze zdjęciami, ani tych kaset, a na czwarty sezon „Stranger Things” mogę chyba liczyć?

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×