„Pocztówka z WWa, lato ’19” – Taco Hemingway

Tacocorp, 9 sierpnia 2019

Taco 2019

Siedziałem wieczorem z rodzinką w Budapeszcie, w domu przy ulicy, którą biegali bohaterowie „Chłopców z Placu Broni”, gdy mój Syn oznajmił, że na YouTube pojawił się nowy Taco „Pocztówka z WWa, lato ‘19”. Mieliśmy dwie butelki Tokaju, arbuza i wspomnienia z rejsu po Dunaju. Jedenaście nowych piosenek „FiFi” poleciało w nieco innej kolejności, niż na płycie. Taco Hemingway jest jedynym artystą, na premierę którego płyt czekamy we czwórkę. I jedynym, którego mój Syn chciał mieć dla siebie na cd. Zamówiony w „preorderze” album w wersji fizycznej ukazał się prawie miesiąc później. Zawiera dwa dodatkowe kawałki nieopisane na okładce („Wielki Gatsby z benzynowej stacji” oraz „Algorytm” – niezłe, ten drugi lepszy). Edycja jest elegancka i wyjątkowa. W specjalnym pudełku znajduje się dwanaście pocztówek. Wydawcą jest sam Taco.

Pocztówka TH

Nowy, jak zwykle wakacyjny, album próbuje być kolejnym materiałem z konceptem. Słyszymy odwołania do „tu i teraz”, czyli Warszawy w wakacje 2019 roku. Takie pomysły Taco już realizował w przeszłości, nawet z większym naciskiem na „koncept” (vide „Marmur”). Wraca też znany z „Trójkąta warszawskiego” narrator imitujący głos z PRL’owskich Kronik Filmowych. Nowością jest natomiast duży udział gości i producentów. I to na to zwróciłem uwagę przy pierwszym odsłuchu. Nie bardzo jestem w temacie młodego polskiego rapu – a jeśli coś słyszę z telefonu Syna, to nie bardzo mi pasuje. Pezet, Ras, Kizo, schafter – to nie moja bajka. Dwa udziały Dawida Podsiadło z kolei mocno mnie pociągały, ale raczej zawiodły zbyt małym wkładem stylistycznym. Na dzień dobry odczucia miałem konserwatywne. Najbardziej spodobał mi się kawałek „Człowiek z dziurą zamiast krtani”, gdzie Taco nawija sam, a za produkcję odpowiada klasycznie Rumak. To jedyny taki przykład na płycie. Dwa pozostałe numery zrobione przez Rumaka mają gościnne udziały. Problemem z tymi gośćmi jest taki, jak z udziałem Quebonafide – nie podoba mi się ich maniera, ani teksty. Z czasem polubiłem „Antysmogową maskę…” z poważnym udziałem Pezeta i „WWA VHS” z tanecznym Ras’em. Za to główny bohater jest jak zawsze w formie. W jego tekstach pojawiają się Masłowska, Almodovar, Ryan Gosling, „Szatańskie wersety”, a z muzycznej półki Grace Jones, Nirvana, Father John Misty i Maanam (dla równowagi z hiphopowej ligi Kendrick Lamar i Tyga). Bohaterem tekstów nie jest bezpośrednio sam Taco – podmiot liryczny ma szerszy wymiar. To ktoś kto ma trochę za duży bagaż doświadczeń i doznań określonego typu, tkwi w towarzyskich układach, otacza go świat seriali, piłki nożnej, globalnych gwiazdek. Wydaje się być zgorzkniały lub nieco zblazowany. Mniej pisze o Warszawie, więcej o ludziach z którymi ma do czynienia: „dyskretna niczym reklama w „Na Wspólnej”, „chłopiec znowu robi nosy nocą choć jest ojcem”, „moje meble to są po butach kartony”, „na bankiety tak samo jak do Żabki”. Padają określenia typu „chlać”, czy „mordo”, są alkohole, bryki i narkotyki, za to nie ma słów określanych kulturalnie na jedną literę. Muzycznie materiał jest, jak w przypadku „Cafe Belga”, przyjemny i urozmaicony. Bardziej oldschoolowy, niż romansujący z modą (na „Cafe Belga” słychać było trap, a tu tylko śladowo). Jest tanecznie, z okolic rytmów latino, jest popowo (niemal boysbandowo) i w duchu r’n’b, a czasem romantycznie. Z każdym odsłuchem lepiej mi się tego słuchało. Płyty Taco są trochę jak propozycje Fisz Emade Tworzywo tylko na popularniejszym gruncie w zakresie tematyki i przekazu. Dla mnie to, podobnie jak w przypadku literatury Doroty Masłowskiej, wizjer do obcego świata, w którym nigdy się nie znajdę i wcale nie chcę. No ale co szkodzi nadstawić na niego ucha?

Pocztówka z Wawy

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×