Od razu zaznaczę, że nie czytałem powieści „Łaskawe”. To opasłe tomisko stoi u mnie na półce i czeka aż jego ponad 1000 stronicowa objętość przestanie mnie przerażać. Po lekturze „Starej historii” w jej nowej wersji czuję dwojakie emocje. Niepokoi mnie pornograficzna bezwstydność prozy Littella, a jednocześnie jestem pod wrażeniem jej siły wyrazu. „Stara historia” to zapętlony cykl mocno zmysłowych przeżyć kolejnych bohaterów. Mężczyźni, kobiety, dzieci, transwestyci – wszyscy oni uczestniczą w wymyślnych orgiach, które służą rozkoszy, upodleniu lub czystej rozrywce. Kolejne postacie oddają się cielesnym uciechom, niemal bez słów i gry wstępnej. Niektóre sceny śledzimy więcej niż jeden raz, widząc je z perspektywy poszczególnych uczestników. Kolejni bohaterowie uchwyceni w jakimś sennym, a przynajmniej nie do końca świadomym fragmencie swojego życia, oddają się nieskrępowanym potrzebom seksualnym. Ich egzystencja naznaczona jest zagubieniem, narkotycznym oddaniem i nadrealnością. Co jakiś czas są też świadkami krwawych rewolucji, wojen, gangsterskich porachunków i policyjnych obław. To przestrzeń pełna okrucieństwa, przemocy i pogardy. Niektóre postacie muszą przeżywać strach, cierpienie i gwałty. Wpadamy wraz z nimi w strzępy historii znanych z południowoamerykańskiej prozy ukazującej wojskowe junty i przewroty, dostajemy literaturę jeniecką i obozową, wspomnienia z okupacji albo sceny z mafijnych powieści. Ten świat jest równie plastyczny i wyrazisty, jak ten z łóżek, salonów i spod pryszniców.
Pomiędzy tą walką o przetrwanie, a chwilami rozkoszy rozpościera się jedynie nierealna przestrzeń, którą bohaterowie przebiegają pogrążonymi w mroku korytarzami lub przepływają przez oczyszczające wody basenu. Tkwimy z nimi w urywkach losów, w półświadomości zdarzeń i sensu. Bohaterowie gnani popędem, powodowani strachem lub przyjemnością nie rozpoznają miejsc do których trafiają, ani ludzi z którymi najwyraźniej coś ich łączy. Choć cała powieść jest zapętlona, to nie pozwala czytelnikowi rozwikłać wszystkich tropów i zdarzeń. Nic tu nie ma początku ani końca. Tkwimy wśród powtarzających się motywów i zdarzeń. Czyny bohaterów nie mają konsekwencji, a z każdej opresji otwierają się przed nimi drogi ucieczki. Cielesna bliskość nie prowadzi do prawdziwej więzi. Dawno nie czytałem tak obsesyjnej i wyobcowanej prozy. Nie dawałem się uwieść tak powolnym opisom i różnego rodzaju nieprzyzwoitościom. Czy dotarłem do granicy akceptowanych wrażeń, którą lektura „Łaskawych” by złamała?