Patrząc na nowości w tym zestawieniu skonstatowałem, że Króla mam na swojej liście od jego pierwszej solowej płyty, Pixies od drugiej, a Friendly Fires dopiero od trzeciej. Na pewno wyjątkowo długo zbierałem się z polubieniem/docenieniem Rammstein, ominąłem tez kilka płyt The National i The Black Keys. Nawet w przypadku Trupa Trupa zwlekałem do piątej płyty. Prawdę mówiąc artystów z tego notowania, których przeboje lansuję z każdej kolejnej płyty jest bardzo niewielu – Perry Farrell (ale tylko solo, bo pierwszych dwóch płyt Jane’s Addiction nie miałem na liście), Dawid Podsiadło, Interpol, Vampire Weekend, Lana Del Rey. Lana ma akurat kolejny numer jeden, ale po kilku latach przerwy. Trochę wykorzystała moment, choć to zgrabnie zrobiona piosenka, z odwołaniem do Gershwina, ale i Beastie Boys.