„From Here” – New Model Army

EAR Music/Attack Attack, 30 sierpnia 2019

Processed with VSCO with a6 preset

New Model Army ma w sobie ducha bliskiego polskim fanom. Ten zespół zawsze był u nas dobrze odbierany. Za gniew, za romantyzm, za niezłomność. I choć od wielu lat zespół Justina Sullivana nie odnosi sukcesów, a jego płyty wychodzą w mało prestiżowych wytwórniach, to w Polsce wciąż jest kochany. Ja słuchałem NMA regularnie do „The Love of Hopeless Causes” z 1993 roku. Wróciłem do nich w 2005 roku za sprawą płyty „Carnival” – dobrej, ale też nie zważającej na ówczesne trendy. W 2016 roku skusiłem się na „Winter” – poprzednią płytę zespołu – i musiałem przyznać, że dawny duch wciąż jest żywy. A jak na tym tle wypada „From Here”? Mogę powiedzieć, że bardzo dobrze. O ile poprzednie dwa powroty do muzyki zespołu były szukaniem dawnych wzruszeń i sprawdzaniem, czy tego da się jeszcze słuchać, o tyle „From Here” objawia swoją moc od pierwszych chwil i trzyma poziom do samego końca.

Obecny pięcioosobowy skład zespołu jest już dobrze zgrany (Dean i White grali z Sullivanem już w czasach „Carnival”) i to słychać na tej płycie. Tych dwanaście kompozycji jest niepodważalnie dobrych. Oczywiście można szukać odniesień do klasycznych dokonań z lat 80. ale nowe kawałki mogą śmiało iść z nimi w konkury. Też niosą, poruszają i rozpalają. Każda jedna piosenka jest tu udana. Jeśli można już coś zarzucić „From Here” to niewielki stopień urozmaicenia całego materiału. Bliżej tej płycie do „The Ghost of Cain”, niż „Thunder and Consolation”. Generalnie słyszymy tu szybko uderzane struny gitary akustycznej, bas, tworzące tła klawisze, perkusję i zachrypnięty, bojowy głos Sullivana. Wybrane na single utwory „Never Arriving”, „End of Days” i „Watch & Learn” są dynamiczne i pobudzające do działania. Bas pracuje w nich hardo, a gitary suną jak konnica, poganiana momentami dźwiękami klawiszy. Sullivan raz coś przepowiada, raz przestrzega, a jeszcze częściej przekonuje. Jego teksty są rozbudowane i przeważnie odnoszą się do zagłady, jaką sami sobie szykujemy. W „Maps” słychać w tle ponure partie na cello odgrywane gościnnie przez Tobiasa Unterberga. Dźwięki pianina wprowadzają w pożegnalny, blisko 8-minutowy utwór tytułowy. Przypomina on momentami niektóre złowrogie kompozycje Nicka Cave’a i Bad Seeds. Może gdyby ten album był krótszy, robiłby jeszcze większe wrażenie, ale przecież nie byłbym w stanie skreślić żadnego numeru z tego zestawienia. Naprawdę miła niespodzianka. Zwłaszcza w perspektywie nadchodzącej trasy koncertowej po Polsce (13-18 października).

Processed with VSCO with a6 preset