Jak to się stało, że dopiero teraz dowiedziałem się o tej książce!? Przecież ja wszystko Witkowskiego na bieżąco i z dużą ochotą brałem! Bo Witkowski pisze zabawnie i celnie jak Masłowska, a historie ma od niej dużo lepsze. Nawet jak bierze się za opisanie fikcyjnej dziury pod Suwałkami, czyli tytułowego Wymazanego, to robi to w otoczeniu zdarzeń panoramicznych, jak historia Babki spod Grudziądza, czy ukochanej Alexis, która była królową półświatka na warszawskiej Pradze. Bo samo Wymazane jest kwintesencją polskiej prowincji, w której bar może nazywać się „Bar”, bo drugiego nie ma, a zakład pogrzebowy „Śmierćtex”, bo nikomu z tego powodu nie wstyd.
Bohaterem powieści jest Damian o nazwisku i z urody – Piękny. Ma on dwie kumpele – grubą i zabawową Jadwigę, oraz chudą i pretensjonalnie intelektualną Sylwię. Jednak takie dziewczyny go nie interesują. Chłopcy i tzw. luje też nie. On ma słabość do starych, grubych bab. To po części miłość wywiedziona z bliskości, jaką dzielił ze swoją Babcią (tą spod Grudziądza), która przed wojną był gnębiona przez siostrę, wybrała się do miasta obejrzeć „Trędowatą”, bo to była wówczas prawie pornografia, której żydowski wróżbita Walerian Piątek wywróżył przeżycie wojny, a sam jej nie przeżył. Babcia w czasie wojny pracowała u Niemek, a po wojnie została prawie artystką i cierpiała na niesmak peerelowski. Lubiła opowiadać jak jej coś dosypano do drinka i wywieziono do Argentyny. Gdy jej zabrakło, Damian szukał nowej Babci – jej ciepła, zapachów, wielkiego biustu. I tak trafił do Alexis, która zagięła na niego parol, bo była bardzo bogata i wszystko mogła. Obiecała chłopakowi całą fortunę za to, że z nią będzie, że da jej sex i podziw w towarzystwie. Damianowi nie trzeba było dwa razy takiej propozycji składać, tym bardziej, że Alexis wyznała, że cierpi na raka i lekarze nie dają jej więcej, jak pół roku życia. Wraz z Alexis poznajemy powojenny świat bazaru na Różyckiego, dawnych gangsterów, którzy „sprzedawali cegłę” lub grozili „czerwonym tulipanem”. Cofamy się do lat 50, gdy nad Wisłą „ruszał się” niejeden krzak, a towarzystwo bawiło się w „Szwajcarskiej” albo w „Grandce”. Witkowski pięknie oddaje szczegóły tych wszystkich światów – „przedwojnia”, Peerelu i współczesnej przaśności z Polski krańcowej. Lekko rysuje ludzkie figury i pionki. Opisuje wszystkie brzydkie dekoracje, wstydliwe produkty i artykuły gorszego świata. Nie naśmiewa się z obrazów z wodospadem, które dla większego efektu włącza się do prądu, ani z religijności, w której jest miejsce na cudowny wizerunek Matki Boskiej, która objawiła się z tłuszczu zostawionego na tacce od frytek. Wymazane ma też swoją strefę komfort, taką dla tirowców z Litwy i Obwodu Kaliningradzkiego, gdzie jest agencja towarzyska Venus, TK-Max i solarium Kolczasta Opuncja. Damian Piękny niczym nie zasłużył sobie na swój los, ani na jego odmianę. Tak jak Wymazane nie zasłużyło na swą prowincjonalność, ani na strefę lux, którą bogata Alexis pobudowała i nazwała Tijuana. A jednak Damian nie uśmiechnie się po śmierci Alexis do swojego miasteczka i nie wyciągnie go z zapyziałości. Raczej będzie wolał, żeby zostało z jego życia i pamięci wymazane. Za to powieść Witkowskiego zdecydowanie warto zachować.
A przed laty recenzowałem inną powieść M.W.
„Drwal” – Michał Witkowski, Świat Książki 2011
„Drwal” miał zapewnioną pozycję księgarską zanim jeszcze powstał. Michał Witkowski, to rzadki w Polsce przykład pisarza-celebryty, który w dodatku na swój status i popularność zasłużył nie tylko emocjami jaki wywołuje w masowych mediach jego homoseksualizm i związek z innym celebrytą – Jacykowem . Jego wcześniejsze powieści zyskały też powszechne uznanie krytyków. W dodatku Witkowski zamyślił zbudować nową powieść na kanwie kryminalnej, co oczywiście z założenia podniosło jej sprzedaż. W istocie „Drwal” ma tyle wspólnego z kryminałem, co „Kosmos” Gombrowicza, do którego momentami dość wyraźnie i dowcipnie nawiązuje. Bohater jedzie do leśnej głuszy w okolicach Międzyzdrojów, by w prawdziwej leśniczówce pisać kryminał w oparciu o blade ślady tajemnic sprzed lat. Gospodarzem jest niespełniony muzyk i lekoman o imieniu Robert, z którym narratora – Michała Witkowskiego (po prostu) – łączy zamiłowanie do przedwojennej porcelany. W prowadzeniu działań „operacyjnych” wspiera bohatera miejscowy, bezrobotny lump, tu zwany „lujem”. I to jego krew pierwsza płynie na kartach tej zabawnej i bogatej językowo powieści. Jest to krew prawdziwa, lecz tragikomiczna w kontekście. Witkowskiego bawi budowanie napięcia na bazie nieprzystosowania narratora do tzw. okoliczności przyrody. Jego miejskości i stylowości wobec natury, prowincji i lujostwa . Jego statusu majątkowego do bezrobotnej aury nadmorskiej okresu zimnego listopada. Nasyca swą powieść całą masą uciesznych opisów społeczno-obyczajowych. Swoim zwyczajem czyni też wycieczki do czasów minionych, całego romantyzmu złotych lat PRL’owskich – tych „bogatych” gierkowskich i tych siermiężnych, a dobrze pamiętanych z dekady schyłkowej. I tak naprawdę nikogo nie powinna obchodzić tu akcja, pseudo-kryminalna intryga, dotycząca pewnej lokalnej bizneswoman, przystojnego cudzoziemca, zazdrosnego doktora i dzikiego leśniczego – poprzednika Roberta. U Witkowskiego chodzi jak zwykle o portrety ludzi marginalizowanych, których na co dzień tylko w reportażach po 22-ej się pokazuje. Taksówkarzy, dresiarzy, starszych prostytutek, Cyganów, sklepowych i bufetowych. Witkowski wyciąga całe ich literackie piękno i szczególny język. Należy mu się za to uznanie i jakiś tam pomnik. Same perypetie bohatera są jednak na tyle ciekawe i wartko podane, że „Drwala” (kryminał, czy nie bardzo) czyta się naprawdę dobrze.