„Olive Kitteridge” – Elizabeth Strout

Wielka Litera, 2018

Processed with VSCO with s2 preset

W sumie rzadko czytam książki, których główne postacie są w wieku dojrzałym. Wiadomo, że sztuka i popkultura woli młodych bohaterów. A przecież świat ludzi po 70. jest równie bogaty, jak ludzi młodych. Wspomnienia są równie atrakcyjne, jak marzenia a zarazem o wiele bardziej precyzyjne i życiowe. Radość z urodzenia dziecka stanowi silne przeżycie, ale śmierć współmałżonka śmiało może z nim konkurować. Generalnie życie bardziej smakuje, gdy zaczyna go brakować, a ilość bodźców wpływających na ludzkie zachowania także z czasem przybywa. Olive Kitteridge – tytułowa bohaterka trzeciej, zamienionej na serial, powieści Elizabeth Strout – jest taką właśnie kobietą po 70. Mieszka ze starszym o kilka lat mężem w niewielkiej miejscowości, w domu z ogrodem. Ich jedyny syn wyprowadził się do Nowego Jorku i niezbyt tęskni za rodzicami. Jego pierwsza żona tylko pogłębia problem wzajemnych relacji. Olive jest dość oschła i zasadnicza w sposobie bycia. Jej mąż – Henry – w czasach, gdy jeszcze pracował jako aptekarz, pozwalał sobie rozważać w myślach romans ze znacznie młodszą, dość niepozornej urody pracownicą. Gdy ta traci nagle męża, jego potrzeba zbliżenia do samotnej kobiety tym bardziej narasta. Olive też ma w swoim dorosłym życiu epizod, w którym jej znajomy sugeruje możliwość romansu, a dosłownie dzień później ginie w wypadku samochodowym. Życie płata absurdalne figle. Gdy Olive przymuszona nagłym atakiem rozwolnienia trafia do szpitalnej toalety, zostaje nieoczekiwanie zakładnikiem dwóch młodych lekomanów, którzy napadli szpital z bronią w ręku.

Ile tego typu przygód spotyka ludzi w ciągu życia? A zarazem ile rozczarowań trzeba w nim przeżyć? Olive spotyka wylew męża, okropna synowa, syn, który po latach wypomina jej bez żadnych oporów złe traktowanie? Świat opisywany przez Elizabeth Strout jest zwyczajny i skądinąd dobrze znajomy. Są w nim choroby, wypadki, zdrady, kłótnie, zawody, ale też miłe niespodzianki, chwile uniesień i uśmiechów losu. Nie wszystkie fragmenty tej książki skupiają się na Olive Kitteridge. Mamy tu też inne postacie dobrze znane z małych amerykańskich miasteczek, jak choćby Anita Harwood, która była niezwykle atrakcyjną kobietą, której wszystkie koleżanki zazdrościły urody i która tak długo zachowała elegancję i urodę, że nagle zaczęło budzić to niepokój a nawet niesmak. Poznajemy też Rebeccę Brown, której życie jest pasmem niepowodzeń i prowadzi ją to do nagłej zmiany zasad, jakimi kierowała się w życiu. Bo jest taka granica braku szczęścia, że nagle chce się powiedzieć losowi „dość”. Tak, jak Olive, która odwiedziła swojego syna i jego drugą żonę, nie może zaakceptować po paru dniach wizyty faktu, że nikt nie zwrócił jej w kawiarni uwagi, że ubrudziła bluzkę lodem. W takich drobnych zdarzeniach kryje się niejeden życiowy przełom. Czasem trzeba wiele przeżyć, by ujrzeć takie chwile w pełnej perspektywie. Olive miała cierpliwość, by przez dwa lata odwiedzać codziennie męża, który nic nie mówił i chyba też niczego nie słyszał, ale nie może znieść braku szacunku. I dla takich spojrzeń i obserwacji, warto sięgnąć po prozę Elizabeth Strout, która za tę akurat powieść dostała w 2009 roku Pulitzera, a sukces komercyjny skłonił autorkę by powrócić w tym roku do postaci Olive Kitteridge.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×