„Sprzedawca jutra” – Pidżama Porno

SP Records, 18 października 2019

Processed with VSCO with n1 preset

Tak jak słucham od wielu lat dokonań zespołu Strachy na Lachy, tak Pidżamy Porno jakoś nie. A przecież to Pidżama była pierwsza i dzięki niej Grabaż stał się rozpoznawalnym artystą. Może formuła stricte rockowego grania w wydaniu krajowych artystów stała się dla mnie mało atrakcyjna i wolę polską odpowiedź na Manu Chao? Niemniej z chęci pokolorowania białej plamy na mapie polskiego rocka, nabyłem „Sprzedawcę jutra” i teraz wiem, że nie był to krok konieczny. Pidżama Porno nie jest zespołem punkowym w artystycznym rozumieniu tego gatunku – to znaczy gra tak, jak się grało 10, 20, czy 30 lat temu – zero burzenia, przekory, czy zaprzeczania standardom. Strachy na Lachy proponują podobne konstrukcje piosenek, a czasem też podobne tematy, natomiast aranżacyjnie wypada to, jak dla mnie, ciekawiej. Takie kompozycje, jak „Wyście od Kaina a my od Abla”, czy „Nie kukizuj miła” są muzycznie nudne. Inne, jak: „Hokejowy zamek”, „Tu trzeba krzyczeć”, czy „Mokry od twoich łez” mam wrażenie, że już kiedyś słyszałem. I generalnie nie ma tu dla mnie  ani jednej przykuwającej uwagę kompozycji. Są lepsze lub gorsze melodie i takież teksty. Nie twierdzę, że ta płyta była niepotrzebna i że mi się nie podoba. Po prostu nie musiałem jej kupować.

Grabaż przeżywa załamanie polską rzeczywistością polityczno-społeczną. Jest to silne uczucie, bo jego teksty są raczej reakcyjne i krzykliwe, niż refleksyjne i przesycone smutkiem, czy goryczą. On nazywa rzeczy tak jak je widzi bez owijania w bawełnę: „Jesteście bandą bandziorów” śpiewa tym „od Kaina”, „Na swoich stopach noszą tylko buty prawe… Tak maszeruje hańba tak maszeruje badziew” – dodaje w kolejnej piosence, a to i tak nie najmocniejsze sformułowania. Czyni też wyrzut społeczeństwu „Jak długo będziesz jadł im z ręki. Udawał że wszystko jest w największym porządku. Nie wiem sam jak możesz z tym żyć”. Grabaż nie daje rad ani wskazówek, nie polemizuje. „Tu trzeba krzyczeć” uważa. Ale w środek płyty upycha też swoje prywatne rozliczenia z życiem – te na wpół erotyczne oraz te z walki z depresją i lękami. Całość kończy najbardziej gorzki i niepokojący utwór tytułowy. Wśród tych wszystkich codziennych skarg, zmartwień i oburzenia jest przecież obawa o przyszłość w szerszym wymiarze – „Patrząc w roztrzaskane lustra. Myślę sobie. A co gdy nie będzie jutra”. Nie wiem, czy Grabaż nagra jeszcze kolejna płytę z Pidżamą? Myślę, że może nie znaleźć kolejnego powodu. Ja na pewno wolę słuchać go ze Strachami i nie zgadzam się z autorską opinią, że piosenki ze „Sprzedawcy jutra” nie mogłyby znaleźć się w innym niż Pidżama formacie. Tu też są liryki i spokojne nuty. Może punk potrzebuje młodości? Może Grabaż nie jest już punkowcem? Ale niech sobie krzyczy – jak chce, ma przecież prawo. Zasłużył sobie.

Processed with VSCO with n1 preset

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×