Angielski kwartet Elbow (przez lata kwintet do czasu odejścia perkusisty) należy do niewątpliwie łatwo rozpoznawalnych zespołów. Zawsze grał po swojemu, pomimo, że przy pierwszej płycie szukano jakiegoś wpływu trip-hopu i brit-popu. Niesłusznie. Formacja dowodzona przez Guy’a Garveya od początku miała dobrą prasę i zyskała wierne grono słuchaczy. Ja kupuję ich kolejne regularne płyty nie obawiając się w zasadzie wpadki, czy rozczarowania. Nowa płyta „Giants of All Sizes” zaczyna się od jednego z najciekawszych nagrań w karierze zespołu. Przez siedem minut wybrzmiewa tu mieszanka wczesnych płyt Petera Gabriela i Talking Heads, wsparta duchem Pink Floyd z początku lat 70. Słyszymy trąbkę i saksofony, chórki Jesici Hoap. Kompozycja oparta jest na rytmicznych instrumentach, które zmieniają się lub uzupełniają. Guy Garvey snuje swoją duchową opowieść, intrygując i wciągając.
Singlowe „Empires” ujmuje dialogiem partii wokalnych i instrumentów akompaniujących z prymatem gitary i organów. To raczej ciekawy utwór, niż przebojowy. Na poziomie „The Delayed 3:15” trudno się już od tej płyty oderwać. Pogwizdywanie w tle zostaje nagle wzmocnione partiami skrzypiec. Głos wokalisty jest pełen tęsknoty. Ale już w kolejnym „White Noise White Heat” nabiera pewności siebie i siły. „Doldrums” przypomina nieco dokonania Bon Iver. Dodatkowy wokal Chili Chiltona dodaje temu kawałkowi ciekawego kolorytu. „My Trouble” to kolejny refleksyjny utwór zbudowany na subtelnym współbrzmieniu trącanych lekko instrumentów. Przy takich piosenkach spadają wolno liście, a tęsknota przepojona jest wiarą w dobre zakończenie. „On Deronda Road” wyróżnia się bitem z automatu, co nie znaczy jednak, że dostajemy jakiś parkietowy kawałek. Wielogłosy przypominają tu trochę dokonania Animal Collective. Tak jak album zaczyna wybitna kompozycja, tak i kończy utwór podniosły, przemyślany, nagrany z sercem choć jakby niedokończony. Gdy cichnie nagle, pozostawia żal i niedosyt, że oto ósma studyjna płyta Elbow na dobre wybrzmiała. 40 minut i koniec. Człowiek patrzy jeszcze na niezwykłą okładkę – gęsty tłum ludzi zanurzonych w wodzie, z kolorowymi dmuchanymi zabawkami. Cóż, ludzie są dziwni. Dobrze jest za to posłuchać Elbow.
Wcześniej o jednej z płyt Elbow pisałem:
Elbow to zespół jakby obliczony na popularność nad Wisłą. Ma w sobie wzniosłość Pink Floyd i Petera Gabriela oraz ekspresyjny smutek, jaki wyziera z obchodów naszych świąt narodowych. Zdobył prestiżową nagrodę Mercury Prize i sprzedał ponad milion sztuk swojej czwartej płyty. To na pewno jeden z najciekawszych artystycznie brytyjskich zespołów XXI wieku. Proponuje udaną mieszankę stylów, w której gitary ukryte są za akustycznymi instrumentami i głębokim wokalem Guy’a Garvey’a. To rock bez czadu, muzyka z gospelową żarliwością, jakiej może czasem pozazdrościć Elbow nawet U2. Wydana wiosną płyta „The Take Off and Landing of Everything” powstawała bez pośpiechu. Zespół nagrywał ją głównie w słynnym studio Petera Gabriela “Real World”. Po kilku miesiącach pracy, w styczniu tego roku opublikowała utwór „New York Morning”, który zapowiadał nowojorski klimat i tematykę całej płyty. Repertuar pisali wszyscy członkowie zespołu, ale w tekstach swoimi refleksjami dzieli się wyłącznie wokalista. To dojrzałe przemyślenia o utraconej miłości – bez gniewu, zarzutów i pretensji. Sporo przemyśleń, jakie nachodzą człowieka po przejściu z młodości w tak zwany wiek „średni”. Muzyka Elbow nie wpada łatwo w ucho, ale gdy już zagości w naszej przestrzeni, to trudno jej się oprzeć. Nowa płyta ma w sobie masę pięknych harmonii, jest bogato zaaranżowana, choć na pewno nie przeładowana. Prymat ma tu intymność relacji. Garvey snuje swoje opowieści w towarzystwie spokojnych, wyważonych dźwięków, by czasem roztoczyć przed słuchaczem wielką muzyczną panoramę z udziałem np. orkiestry smyczkowej. To już szóste dzieło Anglików (a siódme wliczając wydaną w 2012 roku płytę z różnymi rarytasami i odrzutami). Najwyższy czas, by zwrócić na Elbow uwagę. Są lepsi od Archive, prawdziwsi od Coldplay i mniej wydumani, niż Radiohead. „The Take Off and Landing of Everything” potwierdziło ich klasę i wyjątkową pozycję na muzycznej scenie ostatnich dwóch dekad.
Elbow – The Take Off and Landing of Everything, Polydor/Fiction 2014