„Arrivederci Despair/Tightwads & Nitwits & Critics & Heels” – Dessert Sessions vol. 11&12

Matador Records, 25 października 2019

Processed with VSCO with hb1 preset

Prawie szesnaście lat czekania i tylko osiem piosenek na półgodzinną płytę!? To chyba największe zastrzeżenie do nowego wydawnictwa z serii „Desert Sessions”. Josh Homme stojący na czele tego projektu nie jest na pewno człowiekiem leniwym, czy pozbawionym mocy twórczych. W konwencji tych sesji może w dodatku korzystać z talentu wielu gości. Nagrania nie ciągną się też miesiącami – przyjęte jest wręcz, że trwają zaledwie kilka dni (tym razem od 11 do 16 grudnia 2018 roku). No cóż – nie rozwikłam tej zagadki, a żal pozostanie, bo płyta (przynajmniej na początku) robi b. dobre wrażenie. Lider Queens of the Stone Age zaprosił do studia tak ciekawe osobistości, jak choćby Billy F. Gibbons (ZZ Top), Les Claypool (Primus), Stella Mozgawa (Warpaint), Mike Kerr (Royal Blood), czy Jake Shears (Scissor Sisters). Już to pokazuje, że rozpiętość doznań muzycznych może być znaczna. Dwa pierwsze nagrania mogłyby spokojnie trafić na płyty QOTSA (i są to na pewno mocne fragmenty wydawnictwa), ale już instrumentalny „Far East For The Trees” – choć współtworzony przez Homme’a – brzmi trochę jak meksykańska orkiestra po Peyotlu. Wiodący wokal Libby Grace w „If You Run” również lokuje tę piosenkę w mniej stoner’owych rejonach – przynajmniej dopóki w tle dominują akustyczne instrumenty. Sesję nr 12 rozpoczyna singlowy „Crucifire”. Trudno uwierzyć, że wokal w tym kawałku należy do członka Royal Blood. Mnie się ten utwór kojarzy raczej z formacjami Alison Mosshart. No i szkoda, że kończy się przed drugą minutę na liczniku. „Chic Tweetz” to jakiś żart z pogranicza estetyki Devo i Franka Zappy. I tu szkoda z kolei, że ten numer trwa tyle ile konwencjonalna piosenka, a nie dwie minuty. „Something You Can’t See” to lekko psychodeliczna piosenka w dawnym stylu – kłaniają się The Kinks i The Beatles. To zarazem jedyna kompozycja bez jakiegokolwiek wkładu Josha Homme’a. Za to ostatni „Easier Said Than Done” to niemal solowy numer lidera QOTSA. Brzmi on w nim trochę jak Roger Waters, choć powagi ujmują mu miejscami dodatkowe wokale i śmieszne instrumentalne „przeszkadzajki”. I to tyle, niestety. W moim odczuciu mamy tu do czynienia bardziej z puszczeniem oka do słuchaczy, niż z prawdziwą płytą.