Michael Kiwanuka ma przyjemny głos i gustuje w muzyce jakiej nigdy nie słuchałem. Ottis Redding, Curtis Mayfield, Bobby Womack – to nie moja bajka. Ale odsłuchując najnowszej płyty, zatytułowanej skromnie „Kiwanuka” nawet przez moment nie czułem się obco w tym świecie. Znajdowałem odniesienia do schyłkowego Hendrixa, momentami do Prince’a z lat 80. A przede wszystkim czułem obecność dźwiękową Danger Mouse’a, który nie tylko zajął się produkcją, ale też obsłużył kilka instrumentów. Co prawda nie w każdym kawałku, bo kilka razy zastąpił go niejaki Inflo znany m.in. ze współpracy z The Kooks. Obydwaj panowie dali się już poznać w podobnej roli na poprzedniej, przebojowej płycie Kiwanukui „Love & Hate”, która dała mu trzy lata temu szczyt listy przebojów w UK. Mamy zatem ciepłe, pełne i naturalne brzmienie instrumentów. Głęboki wokal i ducha z przełomu lat 60. i 70.
Od singlowego „You Ain’t The Problem” ulegamy czarowi rytmicznej, pełnej żaru muzyki i wokalowi Michaela, w którym płynie ugandyjska krew jego rodziców. „Rolling” zaczyna się tak klasycznie, jakby miał swoją premierę na festiwalu Woodstock, albo pochodził z jednej ze złotych płyt Stonesów. „Rolling” przechodzi płynnie w ładny, wręcz natchniony „I’ve Been Dazed” ze ślizgającą się gitarą i ujmującymi kobiecymi chórkami. Dzięki skrzypcom w finale można się wzruszyć lub rozmarzyć. Potem otrzymujemy dwuczęściowe „Piano Joint”. Najpierw intro z jazzowo brzmiącym pianinem i wokalem niczym u Barry White’a, a potem część właściwa, będąca w gruncie rzeczy piękną balladą. Po radosnym „Living in Denial”, słyszymy podwójnie zaczynający się, przebojowy „Hero”, w którym gitary przywodzą na myśl wykonane przez Hendrixa „All Along The Watchtower”. Jedną z najbardziej udanych, lirycznych kompozycji na płycie jest „Final Days”. Ciekawe jest w nim zestawienie szybkiej, rytmicznej perkusji z dostojnymi partiami skrzypiec i poważnym wokalem Michaela, wspieranym przez damskie chórki. Utwór ten ma narracyjny łącznik z przedostatnim na płycie „Solid Ground”, w którym Kiwanuka wspiera się całą masą instrumentów klawiszowych, basem i gitarą. Album kończy ładny „Light”, nawiązujący do umieszczonych we wkładce obrazów zmierzchu i zachodzącego słońca. Cieszę się, że sięgnąłem po tę muzykę, uzupełniając świat muzycznych doznań o nowe-stare nuty. Pamiętając motyw z serialu „Wielkie Kłamstewka” dostałem to, czego chciałem.