Coldplay, Beck i Pixies – to mocne nowości. W moim przypadku łączy je fakt, że w przypadku żadnego z tych wykonawców nie miałem na liście piosenek z ich debiutanckich płyt. „Parachutes” nie mam nawet w swojej kolekcji – jako jedynej studyjnej płyty Coldplay. „Mellow Gold” kupiłem z kilkuletnim opóźnieniem, a „Surfer Rosa” trafiła w moje ręce równolegle z „Doolittle” i siłą rzeczy lansowałem nowszy z albumów. Cała trójka ma na swoim koncie masę hitów i po kilka numerów jeden. Pierwszy numer jeden zaliczyła natomiast Angel Olsen, której tegoroczna płyta wymieniana jest w wielu zestawieniach najlepszych płyt mijającego roku. Rok faktycznie dobiega końca. Zostały jeszcze dwa notowania w tej dekadzie. Pewnie będą obfitowały w nowości – zwłaszcza jeśli pod choinką znajdę jakieś płyty…