Jaki artysta pop (no dobra – alternatywny) zaczyna swoją płytę od „wokalizy operowej”!? Ralph Kaminski przeszedł artystycznie tak dużą zmianę, jak to widać na jego zdjęciach z okładek „Morza” i „Młodości”. To wciąż ten sam człowiek!? Pamiętam jak był podekscytowany swoim występem podczas „Live Festival” w Krakowie w 2017 roku. Emanował ze sceny radością czerpaną od publiczności, która w większości znała już jego piosenki i świetnie się bawiła. Ale tamten „studenciak” w okularkach stał się nagle artystą o rozmachu Antoniego Hegarty z domieszką gwiazdy glam-rocka (te naklejki we wkładce). Zarazem utrzymana w bieli stylistyka albumu podkreśla elegancję nowego przekazu. Tegoroczny materiał Ralpha Kaminskiego jest bardziej stonowany niż na debiutanckiej płycie. „Kosmiczne energie” znane z radia, czy z koncertowego wydania na „Męskim Graniu”, to właściwie jedyny utwór z takim rozmachem i werwą. Jeśli wczesna twórczość przypominała miejscami klimat Arcade Fire, to tutaj doszedł do tego klimat Queen. Ale w przypadku reszty materiału dostajemy raczej zwrot ku formom artystyczno-aktorskim.
Dominuje w aranżacjach pianino i instrumenty smyczkowe. Teksty są śpiewane poetycko. Do tego pojawiają się dwukrotnie dziecięce głosy niczym z jakiegoś słuchowiska. Biorąc pod uwagę tytuł i przekaz płyty można się trochę zdziwić, że płyta o młodości jest w swej formie mało młodzieżowej. Wystarczy posłuchać o wyprawie autora do dyskoteki (Klub D), a zaraz odżywa wizerunek grzecznego chłopca z marzeniami, a sama piosenka przypomina momentami utwory poznawane na zajęciach rytmiki w przedszkolu. Gdy Kaminski śpiewa o swojej pierwszej miłości, w bardzo udanym i zwiewnym „2009”, skojarzenia biegną ku twórczości Kabaretu Starszych Panów. Rozliczeniowy „Tata” jest mocny w słowach, lecz dość liryczny muzycznie. Ale skoro Ralpha otaczają wciąż altówki, wiolonczele, orkiestry skrzypcowe i kontrabas to czego się spodziewać? Zwłaszcza druga część płyty jest wyciszona – pomimo miejscami optymistycznych przesłań. Niewątpliwie artysta sugeruje, że pogodził się z tymi nieco gorzkimi obliczami młodości. No i super. Mamy na scenie oryginalnego wykonawcę, z pomysłem na siebie i dobrym odbiorem (ostatnio otrzymał nagrodę im. Grzegorza Ciechowskiego). Trzymam kciuki za dalszą karierę.
Poniżej recenzja pierwszej płyty:
Nie do trzech, a do czterech razy sztuka potrzeba było w przypadku mojej znajomości z Ralphem Kaminskim. Ominął mnie jego koncert w Puławach podczas festiwalu „Wszystkie strony świata”, z powodu deszczu odpuściłem jego występ na Opener’ze, a potem przegapiłem plenerowy koncert na Festiwalu „Dwa Brzegi” w Kazimierzu Dolnym. Koncert podczas krakowskiego Live Festival też mogłem stracić jego występ, ale tak lało, że namiot, w którym występował drugiego dnia imprezy był jedynym sensownym schronieniem. Co ciekawe, wiele osób podobnie to skalkulowało, a jeszcze ciekawsze, że duże grono przybyłych doskonale znało utwory z płyty „Morze” i śpiewało razem z młodym artystą. To na pewno był dla mnie dobry „pierwszy raz”. Ralph miał materiał ograny, wzruszała go tak liczna publika na międzynarodowej imprezie, a jego The Best Band in the World świetnie wspierał go na scenie. Słuchanie potem tego materiału z płyty mogło trochę rozczarować. Niektóre kawałki nabrały już nowego charakteru, zbliżając się do niezwykle witalnej stylistyki Kanadyjczyków z Arcade Fire. Ale płyta „Morze” niesie z sobą wystarczająco dużo emocji i miłości do muzyki, by spodobać się od pierwszego odsłuchu. Wykształcony muzycznie Ralph Kaminski potrafi wzruszyć niczym Turnau, czy Grechuta. Potrafi poderwać pieśnią jak z Powstania Warszawskiego, ale i zachęcić do tańca, który lepiej wypadnie na wiejskim klepisku, niż na klubowym parkiecie. Instrumentarium zespołu Kaminskiego tworzą w równym stopniu gitara, bas, perkusja i klawisze, co skrzypce, altówka, wiolonczela i kontrabas. Teksty w wyważony sposób łączą uniwersalną, poetycką frazę z osobistymi wspomnieniami i refleksjami. Utwory budowane są głównie wokół pianina, ale to wcale nie musi oddalać tej muzyki od młodzieżowej publiki. Debiutancki materiał urzeka z utworu na utwór. „Lato bez ciebie”, singlowe „Zawsze” i „Podobno” kupują słuchacza o różnorodnych gustach. Uspokojenie następuje po marszowym kawałku „Mój hymn o Warszawie”. Tempo wraca w kolejnym singlu „Meybick Song” i zaraz można włączać płytę od nowa. Facetom na naszym rynku muzycznym artystyczny pop wychodzi gorzej, niż dziewczynom – wyjątkiem jest oczywiście Dawid Podsiadło – ale Ralph Kaminski wskakuje od razu do krajowej czołówki. Wszak morze, to generalnie głęboka woda.
„Morze” – Ralph Kaminski 2016