„No Treasure But Hope” – Tindersticks

City Slang, 15 listopada 2019

Processed with VSCO with s2 preset

Jeden z najsmutniejszych i najbardziej melancholijnych zespołów w Wielkiej Brytanii nagrał kolejną płytę. Są z nami od lat 90. kiedy na tle radosnego, przebojowego brit-pop’u zaproponowali własną, stylistyczną powtórkę z Nicka Cave’a. Niski, dramatyczny głos Stuarta Staples’a, pianino, skrzypce, oszczędne gitary i instrumenty perkusyjne. Minęło ćwierć wieku, a Tindersticks wciąż robią swoje. Ale niech nie zniechęca się ten, kto zaraz w otwierającym kawałku „For the Beauty” znajdzie to wszystko, do czego został przyzwyczajony.

Już drugi „The Amputees” ma w sobie nieco jazzowej radości i żywszego tempa (choć tekst klasycznie przepojony jest tęsknotą). „Pinky in the Daylight” to znów kompozycja do tańca zakochanych emerytów. Można się wzruszyć, lub ciepło uśmiechnąć. Z kolei przy siódmym na płycie – najdłuższym w tym zestawie – „See My Girls” dostajemy niemal transowe podkłady, z lekko wschodnimi akcentami w końcówce. Inny rodzaj energii znamionuje przedostatni na płycie „Tough Love”. To prawie soulowy kawałek, z konkretnie nabijającą tempo perkusją. Tego typu utwory dobrze sprawdzają się na żywo – a właśnie z takiego koncertowego ducha miała wyrastać koncepcja tego albumu. Więcej wspólnego, zespołowego grania. I choć tylko pod jednym kawałkiem podpisali się czterej muzycy (z sześciu), to w pozostałych autorzy się zmieniają, co dowodzi zespołowego zaangażowania w nowy materiał. Może „No Treasure But Hope” nie jest przełomowym albumem. Może dałoby się jeszcze więcej pasji przelać do tych kompozycji. Ale przecież to osiemnasty album starych znajomych – a kto lubi wolty dobrze znanych kompanów?

Processed with VSCO with s3 preset

Poniżej recenzja jednej ze wcześniejszych płyt zespołu:

„The Something Rain”, Constellation/City Slang 2012

Tindersticks nagrało trzeci album od czasu wymiany połowy składu. „The Something Rain” to zarazem dwunasty album grupy, kojarzonej przede wszystkim z wokalistą i głównym kompozytorem Stuartem A. Staplesem.  Przyznam, że wczesnych albumów grupy słuchałem nie na bieżąco. Czas smutku i melancholii miałem zdecydowanie za sobą, gdy Tindersticks podbijał w pierwszej połowie lat 90-ych serca brytyjskich słuchaczy. Zawsze był ktoś kto grał podobnie do nich, ale jakoś ciekawiej. Ale z czasem przeprosiłem się z Tindersticks i nowy album nabyłem niemal priorytetowo. Zaintrygował mnie otwierający płytę kosmiczny utwór „Chocolate” z monodeklamacją klawiszowca – Davida Boutlera. Przywołuje on ducha Pink Floyd sprzed „Dark Side of the Moon”. Potem mamy już dobrze rozpoznawalne klimaty, choć od razu powiem, że nie do końca. Mroczny liryzm który miał często balladowy, Cohenowski posmak, przeplatany dołerstwem spod znaku Joy Division i Nicka Cave’a, tu zmierza w stronę tajemniczego oniryzmu. Szukając odniesień muzycznych dla najciekawszych fragmentów „The Something Rain”, można pokusić się o skojarzenia z Robertem Wyatt’em i Tuxedomoon. Przede wszystkim słychać je w „Slipin’ Shoes”, „Frozen” i „Come Inside”. Już jednak w drugim na płycie „Show Me Everything” zaskakują kobiece chórki. „This Fire of Autumn” ma nieco żwawsze tempo i organy prowadzone jak w The Bad Seeds. Singlowy „Medicine” jest bodajże jedynym kawałkiem, który od początku do końca brzmi, jak stare, dobrze znane Tindersticks. Trzeba też przyznać, że nieźle sprawdza się w roli przeboju, choć niewiarygodny z niego wyznacznik stylu całej płyty. „The Something Rain” to ewidentnie dowód nowego ducha w zespole i potrzeby rozwijania nowych koncepcji. Gdy zespół po dwudziestu latach grania ma taką potrzebę i generuje dla siebie świeże pomysły, to nic tylko mu przyklasnąć.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×