Mało słucham “metalu”. W podstawówce liznąłem trochę zjawiska pod nazwą New Wave of British Heavy Metal ze wskazaniem na Iron Maiden, ale potem nawet z Metallicą się nie zaprzyjaźniłem. Powiedzmy moje doświadczenia sprowadzają się do Faith No More, Alice in Chains, a potem Limp Bizkit, Tool i System of a Dawn. W ostatnich latach próbowałem Deafheaven i Kvelertak. Generalnie jednak szukałem innych, niż klasycznie “metalowe”, wrażeń. Zespół Korn zapukał do mych drzwi pod koniec lat 90. z płytą „Follow the Leaders”. Został przyjęty, ale na krótko i przegrał z bardziej rapującym Limp Bizkit, czy też bardziej hard core’owym System of a Dawn. Niemniej zawsze uważałem, że Korn generalnie „może być”. Patrząc na bardzo dobre recenzje ostatniej płyty i mając w pamięci osobistą tragedię wokalisty, skusiłem się na zakup „The Nothing”. Zaciekawił mnie też fakt, że autorem singlowego numeru „You’ll Never Find Me” jest lider The Smashing Pumpkins. I cóż, to faktycznie całkiem dobra płyta. Łączy klasycznie „metalowy” łomot z przydołowanym wokalem , jakiego nie sposób uświadczyć w innych gatunkach muzycznych, z chwytliwymi riffami, ujmującym – niemal teatralnym („Finally Free”, „This Loss”) śpiewem Jonathana Davies’a i ciekawymi wstawkami. Ramy stylistyczne dobrze określają dwa pozostałe single – mocny, metalowy „Cold” oraz najbardziej przyjazny radiowo „Can You Hear Me”. Do tego warto zwrócić uwagę na nawiązujący do bardziej eksperymentalnego i elektronicznego okresu grupy numer „H@rd3r”. Trzy kawałki to w zasadzie autorskie dzieło wokalisty. Bardzo osobiste, przepojone bólem (wręcz łkaniem) po stracie zmarłej na raka żony utwory okalają album, do tego dochodzi krótki track szósty rozdzielający niejako płytę na pół. Ważną rolę miał też producent płyty – Nick Raskulinecz, który figuruje jako współautor większości kompozycji. „The Nothing” brzmi naprawdę dobrze. Po kilku przesłuchaniach jawi się jako wręcz przebojowy i melodyjny. Ta płyta niczego nie zmienia w moim podejściu – zarówno do Korna jak i samego „metalu”, ale jest dobrym reprezentantem swojego gatunku i dzisiejszych czasów. No i plusik za okładkę.