„Wiedźmin” serial – różni reżyserzy

Polska/USA 2019

Witcher

Nie czytałem Sapkowskiego, ale z patriotyczną dumą śledziłem losy międzynarodowej popularności postaci „Wiedźmina”. Nie obejrzałem polskiej ekranizacji – bolało mnie, że prawdziwi aktorzy muszą grać w tak wątpliwej scenografii. No ale produkcja Netflixa pozwalała wierzyć, że realizacja będzie znacznie lepsza, a niewątpliwie taki gatunek jak „fantasy” wymaga środków i efektów. Po pierwszym odcinku poczułem jednak konsternację. Czułem się równie niepewnie jak przy polskich produkcjach propagandowych, przy oglądaniu których towarzyszy mi wieczny lęk, że za chwilę ujrzę dyktę, trampki lub słupy wysokiego napięcia. W „Grze o tron” też były jakieś wpadeczki, ale wyglądały na prezenciki dla fanów lubujących się w śledzeniu poklatkowym swojego ukochanego serialu. Gorsze jednak było to, że akcję popychały głównie dialogi – i to w układzie wymiany zdań dwóch postaci. Poza rozmowami odcinek wypełniały głównie pojedynki, które nie wzbudzały emocji, bo wiadomo było kto je wygra.

Drugi odcinek, podobnie jak trzeci zaczął wprowadzać jakieś zalążki nowych wątków, ale żaden z nich nie był dość interesujący, nie mówiąc już o przywiązywaniu widza do bohaterów. Może w losach Yennefer kryło się coś ciekawszego, ale otaczała ją pustka – nie wiedziałem kogo spotyka i skąd ma z nimi takie, czy inne relacje. Wiedźmin grał dwoma zestawami min. Kolejne stwory wyglądały lepiej lub gorzej. Krajobrazy z czasem zaczęły przejawiać jakiś rozmach, ale niewątpliwie standard tła w tego typu filmach jest już bardzo wyśrubowany. Za połową serialu doszedłem do wniosku, że kompletnie nie rozumiem fenomenu popularności „Wiedźmina”. Te historie były zasadniczo mało oryginalne, właściwie w ogóle nie poruszające, słabo uzasadnione i wytłumaczone. Niestety takie wrażenie towarzyszyło mi już do ostatniego odcinka. Znów na końcu była tzw.wielka bitwa – przyszła wroga armia, która otoczyła zamek z niedobitkami dzielnych obrońców i grupką bohaterów o unikalnych talentach. Złych było dużo więcej, dobrych tyle co kot napłakał. Znikąd pomocy. Oczywiście Wiedźmin jest w stanie pokonać setki najeźdźców, którzy atakują zawsze jeden po drugim, a nie po dwóch, czy trzech naraz. Magia dobrych przegrywa z magią złych, choć nie wiadomo dlaczego, bo akurat w czarownikach przewagę liczebną mają obrońcy. Zanim dotrzemy do finału, otrzymujemy po drodze trochę scen romansowych – pomiędzy Wiedźminem i Yennefer oraz zabawnych – pomiędzy Wiedźminem i  bardem Jaskrem. Trudno przeżywać losy kolejnej kluczowej postaci – Ciri, choć przeważnie księżniczki wzbudzają przecież ciepłe uczucia. Jakoś przeleciało tych osiem odcinków, ale nie wciągnąłem się, nie zrozumiałem fenomenu i nie będę czekał na drugi sezon (choć go oczywiście obejrzę).