„Prozy utajone” – Franz Kafka

Państwowy Instytut Wydawniczy, 2019

Processed with VSCO with c1 preset

Niewielu twórców miało taki wpływ na moją wrażliwość i zainteresowanie sztuką, jak Franz Kafka. Oczywiście odległe są czasy, gdy czytałem „Zamek” i inne klasyczne pozycje zmarłego w 1924 roku pisarza. Tomu krótkich form, czasem nieznanych w polskim przekładzie fragmentów, czy „Dzienników”, podanych w formie niezależnych opowiadań i utworów prozatorskich byłem ciekaw podwójnie. Raz, że prezentuje nowe spojrzenie na twórczość autora „Procesu” – znacznie bliższego oryginalnym tekstom, niż kanoniczne opracowania Maxa Broda. Dwa, że sięgnąłem po nie w całkiem innym momencie swojego życia i ciekaw byłem, jakie wrażenie na mnie teraz zrobią. Ostatni raz miałem takie przeżycia przy lekturze „Kronosa” Gombrowicza. Przede wszystkim to jest żywa literatura – taka jak ją stworzył sam Kafka. Te kilkadziesiąt utworów roznieca się i gaśnie zgodnie z zapałem samego twórcy. Autor „Kolonii karnej” przeważnie męczył się pracą nad swoimi utworami. Pojawiały się w nim obrazy, sceny, sytuacje, których nie potrafił lub nie pragnął rozwinąć. Czasem wystarczyło jedno zdanie, by coś zbudować, czasem jedna scena, zaczątek zdarzenia. Ta pustka, czy niedopowiedzenia robi często znacznie większe wrażenie, niż kompletna, skończona historia. Niczym we śnie budzimy się żałując, że to koniec, lub oddychamy z ulgą, że to tylko sen.

Kafka odkrywa nasze ukryte lęki i pragnienia. W jakiś genialny sposób dozuje trwanie poszczególnych tekstów i wcale nie należy żałować, że brak im puenty, czy rozwinięcia. Geniusz nie cierpi rutyny, sumiennego trudu, komercyjnych potrzeb, pospolitych wyzwań. Gdy wena i fascynacja gaśnie, Kafka zostawia tekst i czeka na kolejny ich przypływ. W tomie opracowanym przez Łukasza Musiała jest jednak wiele utworów, które wzbudzają podziw pomysłem, narracją i stylem – nawet jeśli kończą się nie wtedy, kiedy byśmy chcieli. Opowieści o niespodziewanych gościach, tajemniczych zwierzętach, zdarzeniach które dotykają nas podczas snu, historie z podróży, ciężkie i nietypowe doświadczenia pracowników rozmaitych zawodów, szczególne erotyki… Są tu zarówno klasyczne motywy dla prozy Kafki, jak przebudzenie się młodego człowieka z mieczem utkwionym w jego ciele po samą rękojeść, czy upór właścicieli spalonego hotelu, by przyjąć strudzonego podróżą gościa. Są teksty o płochliwym, nieznanym stworzeniu zamieszkującym od kilkuset lat synagogę, o chlebie, którego ojciec nie może przekroić pomimo wielogodzinnych starań na oczach dzieci, o młodzieńcu, który trafia do grobowca i zakochuje się tam w bladej dziewczynie, która oferuje mu swoją pięknie wyściełaną trumnę.  Jest opowieść o małżeństwie w teatrze, które odkrywa, za aksamitny podłokietnik, jaki dzieli ich fotele jest w istocie niezwykle szczupłym mężczyzną, który jest zakochany w kobiecie i pragnie ją odbić mężowi. W innym małżeństwie mężczyzna zostaje przebity żerdzią, a żonę irytuje to, że w swych niecierpliwych skargach wciąż zmienia kierunek z jakiego żerdź w niego ugodziła. Czasem dostajemy krótką intrygę, jak ta, w której bohater, który potrafi pływać, lepiej od innych pamięta czasy, gdy nie potrafił i przez to nie może teraz pływać. Są zatem miejsca na absurd, grozę, ale też humor, czy erotyzm. Kafka wciąż mnie oczarowuje, zdumiewa, zaskakuje i pobudza. Czuję się przesycony jego światem, tak dalekim, a jednak dziwnie bliskim.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×