Jak można tak żyć? To właśnie pomyślałem sobie w refleksji po obejrzeniu „Krainy miodu”. Zrujnowana wioska w górach, gdzie w chacie z jakichś łupków mieszkają dwie kobiety. Jedna (matka) ma 85 lat i od 4 lat przykuta jest praktycznie do łóżka, druga (córka o imieniu Hatidze) żyje z miodu dzikich pszczół. Sprzedaje go na targu w Skopje a w zamian kupuje jedzenie i niezbędne produkty. Choć w filmie widzimy akurat jak kupuje farbę do włosów (za jedną czwartą wartości słoika miodu), bo przecież każda kobieta lubi ładnie wyglądać. Tą farbą stara się potem pokoloryzować włosy matki i własne. W to proste życie wchodzi pewnego dnia wielodzietna rodzina ze stadem bydła. Zjawiają się w wiosce ze swoją biedą, rozkrzyczanymi dziećmi, krowami i całym dobytkiem na kółkach. Główna bohaterka wyciąga do nich pomocną dłoń. Cieszą ją małe dzieci, chętnie wprowadza rodzinę w świat „miodowego” interesu, ucząc zasad i dbałości o pszczoły (zawsze przestrzega pór zbioru i pamięta, by zostawić połowę miodu pszczołom). Ale przyjezdni – kuszeni przez miejskiego handlarza – nie biorą sobie do serca tych porad. Ta prosta rodzina nie jest w stanie zadbać o bydło, pszczoły i potrzeby dzieci. Filmowa kamera jest bardzo blisko wszystkich postaci. Widzimy ich rany, popsute zęby, brudne ubrania i ręce. Widzimy w jak ubogich warunkach żyją. Słyszymy ich zwykłe rozmowy, kłótnie, wspomnienia, dylematy. Obok świata ludzi jest też świat zwierząt – pszczół, krów, kotów, psa – zdanych na ludzkie działanie, lub jego brak.
Ten film daleki jest od wabienia zaletami prostego życia, blisko natury. Trudno nie myśleć o uczuciach chłodu, niedostatku, czasem bólu. Zaraz na początku filmu może się zakręcić w głowie, gdy patrzy się na kobietę idącą nad przepaścią do dzikiej barci. Świat Hatidze nie jest krainą miodem i mlekiem płynącą. To nie jest raj, do którego wdzierają się nieokrzesani najeźdźcy. Ona i matka mają świadomość, że ich świat i życie nie są łatwe i nie będą już lepsze. Hatidze ma żal o swoje staropanieństwo i brak dzieci, stad cieszy ją pojawienie się małych przyjezdnych. Daje im to co ma – jednego z małych kotków, wiedzę o pszczołach i miodzie, opiekę. Przybysze też nie są ludźmi z lepszego świata. Życie ich jeszcze bardziej przerasta. Trudno ich winić za popełnione błędy. Sami płacą też wysoką cenę za sięgnięcie po dodatkowy zarobek, bo trudno uznać to za krok ku spełnieniu marzeń. Dzieci wciąż czegoś chcą, mają niewyparzone języki, nie zawsze gotowe są pomagać rodzicom w ciężkiej pracy, też zbierają razy od wierzgającego bydła, czy kąsających je pszczół. To nie jest życie dla ludzi, którzy poznali inny świat. I choć Hatidze się nie poddaje, trudno zrozumieć hart jej ducha. To absolutnie wyjątkowa kobieta, wzbudzająca podziw, uznanie i pewnie niechciane współczucie. I właśnie największą siłą tego filmu jest jej ciche, niepojęte bohaterstwo.