Tame Impala nie jest już tym zespołem, którym był na początku swojej kariery. Przede wszystkim zespołem jest tylko w formule koncertowej, bo całą robotę w studiu wykonuje sam Kevin Parker. Tame Impala nie jest też nadzieją psychodelicznego rocka. Gitary rzadko teraz słychać, za to dużo klawiszy i efektów vocodera, a rytmika nawiązuje raczej do czarnego disco z lat 70. Niewątpliwie Kevin Parker jest teraz gwiazdą, którą zapraszają do współpracy największe gwiazdy (Kanye West, Travis Scott, Lady Gaga, Marc Ronson). Na wpływ dorobku Parkera powołuje się masa artystów, a czwarta studyjna płyta Tame Impala jest z pewnością jedną z najważniejszych premier tego roku. Elektroniczne pasaże i przetworzony wokal ciągną „The Slow Rush” w kierunku klubowego zapamiętania w dobrej zabawie. Ten nowy materiał wyrasta wprost z hiciarskiego „Currents” i powtarza wiele jego patentów. Kevin Parker czuje się w tej wypracowanej formule nadzwyczaj swobodnie. Nikt nie pomyli jego nagrań z kimkolwiek innym. To wielka sztuka w dzisiejszych czasach.
Pomimo dużej presji na sukces i nieciekawych zdarzeń w życiu, jak śmierć ojca, Kevin Parker przygotował materiał przyjemny, dobrze wchodzący, momentami wręcz relaksujący. Nikt jednak nie zarzuci „The Slow Rush” popowej łatwości, czy miałkości. Te nagrania wciąż zawierają psychodeliczne chwyty, albo zaskakujące przejścia. Gdy np. czwarty numer wygasa pod koniec czwartej minuty, dostaje nagle nowy motyw i odradza się na kolejne dwie minuty. Podobny zabieg jest w „Breathe Deeper” przez co trudno się połapać gdzie się kończą i zaczynają kolejne nagrania. Druga część płyty przynosi pewną powtarzalność wrażeń. Tak jak na początku zwraca uwagę singlowy „Borderline”, tak symetrycznie ułożony „It Might Be Time” robi za kolejny hit. Znów słyszymy nawiązania do amerykańskiego disco, ale też sennie prowadzone wokale i staroświecko brzmiące syntezatory. W zamykającym, najdłuższym na płycie „One More Hour” czuć w aranżu pompatyczność prog-rockowych gwiazd lat 70. tyle, że wokal Parkera nie ma w sobie choćby cienia teatralnej maniery. Może ta płyta jest nieco za długa? Może tempa ma zbyt uśrednione? Może brakuje w niej większej dozy zaskoczenia? Niemniej proszę zrobić to lepiej od Kevina Parkera. Śmiało.