„Suddenly” – Caribou

City Slang/Merge, 28 lutego 2020

Processed with VSCO with n1 preset

Śledzę Caribou od dziesięciu lat, a „Suddenly” to trzecia płyta, jaką włączyłem do swojej kolekcji. Poprzedni album – „Our Love” z 2014 roku zwrócił uwagę szerszego grona słuchaczy, a wielu krytyków umieściło tę płytę wśród najlepszych pozycji tamtego sezonu. Mnie osobiście bardziej podobał się, ciepły i hipnotyzujący „Swim” z 2010 roku, ale po kilku zaledwie przesłuchaniach „Suddenly” słyszę, że mam nowego faworyta w katalogu Caribou. Za tą nazwą kryje się Kanadyjczyk Dan Snaith, który zaczynał pod szyldem Manitoba, ale musiał go zaniechać z racji konfliktu prawnego. Jako twórca muzyki elektronicznej korzysta z bogatej kolekcji płyt, ale podstawą jego twórczości są jednak ścieżki własnego autorstwa. Przy nagraniu „Suddenly” wsparł go przyjaciel – Colin Fisher, grający na gitarze i saksofonie tenorowym. Dan Snaith pierwszy raz tak śmiało eksponuje tu swój głos, choć na płycie słychać też kobiece wokale z sampli oraz głos mamy Colina (w otwierającym utworze „Sister”). Generalnie, nowe Caribou wypada bardziej tanecznie i optymistycznie od poprzednich dzieł. Może nie słychać tego w tekstach, ale słowa często schodzą na drugi plan.

Płycie towarzyszą aż trzy single: „You And I”, „Home” oraz „Never Come Back” – i są one naprawdę przebojowe. Ten ostatni przypomina mi twórczość Hot Chip – podobna rytmika, aranż, w pewnym stopniu również wokal. „Home” kojarzy się bardziej z czasami elektronicznego big-beatu w duchu Fatboy Slim’a. Ciekawy styl prezentuje „Sunny’s Time”. Odważę się stwierdzić, że to taki trochę acid-jazz. Z kolei „New Jade” całe jest rozedrgane i tylko delikatny wokal Dan’a czyni z tego kawałka jeden z najbardziej ujmujących fragmentów całej płyty. House’owy rytm, przypominający motyw „Sing it Back” Moloko, prowadzi „Lime”. Dawny klimat, utworów pogrążających słuchacza w dźwiękowej malignie, wraca dopiero pod koniec płyty – zwłaszcza w „Like I Loved You” i zamykającym płytę, prawie 7-minutowym „Cloud Song”. Między nimi jest lekko psychodeliczne „Magpie” i dla przeciwwagi mocno rytmiczne, klubowe „Ravi”. Wiele barw ma ta nowa płyta Caribou – i w tej mierze bardziej adekwatny jest rewers, niż awers okładki. Zgodnie z tytułem zmienia się nagle jej nastrój, podobnie jak narratorzy tekstów. Pewnie niewielu sięgnie po ten krążek, ale zapewniam, że jest tu czego posłuchać.

Processed with VSCO with n1 preset

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×