„Młody papież” był niewątpliwie ciekawym i odważnym serialem. Jude Law wykreował naprawdę wyjątkową postać. Trudno się dziwić, że w jego serialowej rzeczywistości towarzyszą mu fanatyczni wyznawcy. Niestety kreowany przez niego papież Pius XIII zapada w coś na kształt śpiączki, czy nawet śmierci klinicznej. Watykan staje przed koniecznością wyboru nowego namiestnika tronu Piotrowego. Pierwszy wybór pada na narcystycznego kardynała, który przyjmuje imię Franciszka II. Nikogo poza nim samym nie cieszy ten pontyfikat. Ale Watykan potrafi poradzić sobie z tego typu kryzysem. Dość powiedzieć, że dość szybko delegacja pod przywództwem nieocenionego Sekretarza Angelo Voiello składa wizytę Sir Johnowi Brannox’owi. Zręczna dyplomacja sprawia, że grany przez Johna Malkovich’a kardynał, arystokrata, ex-punkowiec i intelektualista zgadza się podjąć trud zostania Janem Pawłem III.
Nowy papież jest zwolennikiem wyważonej „drogi środka”, co nie przeszkadza mu przyjmować na audiencji Marylin Mansona i Sharon Stone. I tu z wolna można poczuć klimat tego serialu. Nieco absurdalne poczucie humoru, styka się z odważnymi tezami i pytaniami. Na to nakłada się bardzo atrakcyjna strona wizualna. Sorrentino w wielu ujęciach i scenach okazuje się być wiernym uczniem późnych filmów Felliniego. Purpuraci w bambusowym gaju, pies w bazylice Świętego Piotra, Pius XIII wchodzący w morze, czy tańczące kobiety stylizowane na zakonnice w Kaplicy Sykstyńskiej w rytm dyskotekowej muzyki – takie obrazy zapadają mocno w pamięć. Dużo tu też wątków seksualnych i odważnych scen. Znana z „Młodego papieża” Esther spotyka się z kalekimi synami bogatych rodziców, by zaspokajać ich głód kontaktów cielesnych. Szefowa papieskiego PR’u niebezpiecznie zbliża się do Jana Pawła III, podczas gdy jej mąż urządza sobie z dwoma wpływowymi kolegami seanse z nieletnią striptizerką. Pius XIII leży pod aparaturą. Potem zaczyna głośno wzdychać, aż w końcu dochodzi do cudu. Jak Watykan poradzi sobie z wątpiącym (również w siebie) Janem Pawłem III i kultem Piusa XIII, który wcale nie umarł? Muszę przyznać, że artystyczny i intelektualny smak tego serialu wyjątkowo mnie urzekł. Bawił mnie jego swoisty humor i wciągały groteskowe intrygi. Od czołówki, po finał czułem wyrafinowany styl Sorrentino. W sumie co dwóch papieży, to nie jeden (choćby i młody)