Czy ja lubię facetów śpiewających wysoko? No niespecjalnie. Czy bliskie są mi tzw. „czarne brzmienia”, muzyka funk i soul? Średnio. Ale słuchając czwartej płyty Thundercat musze przyznać, że potrafi utrzymać moje zainteresowanie swoją muzyką. Oczywiście jest tak, że słucham Kendricka Lamara i Flying Lotus, byłem na koncercie Mac Millera, cenię Kamasi Washingtona, mam po kilka płyt Danny Browna, czy Janelle Monae, a z nimi wszystkimi Steven „Thundercat” Bruner blisko współpracował, bądź nadal pracuje. „It Is What It Is” to mieszanka naprawdę bogata. Od szaleńczych, niemal punkowych temp (czyżby pokłosie współpracy z Suicidal Tendencies?), przez szalone, psychodeliczne improwizacje, po taneczne pulsowanie basu. Krótkie kompozycje przechodzą niemal jedna w drugą i nie pozwalają na chwilę znużenia. Wokale bliskie chłopakom z Bee Gees, mieszają się z bardziej aksamitnymi wokalami gości, jakimiś przetworzonymi wklejankami i czarnymi chórkami. To jedna z tych płyt, które nie zwracają uwagi poszczególnymi utworami, ale tworzą naprawdę mocną całość. Słuchana w całości pokazuje imponującą wyobraźnię muzyczną artysty i jego wielkie serce do całej masy gatunków muzycznych.
Zebrani na potrzeby nagrania płyty goście to z jednej strony starzy wyjadacze, którzy stykali się pewnie jeszcze z ojcem artysty (grał z Dianą Ross i The Temptations), a z drugiej strony hiphopowa młodzież – Ty Dolla Sign, czy Childish Gambino. Do tego dochodzą jeszcze reprezentanci współczesnej sceny jazzowej (choćby w postaci BadBadNotGood) i elektronicznej (Flying Lotus w roli współproducenta albumu). Im dłużej słucham tej płyty, tym więcej na niej znajduję dla siebie. Coraz mniej przeszkadza mi wysoka barwa głosu wokalisty. Słuchając singli wybranych do promocji najnowszej płyty Thundercat’a pewnie byłbym mniej zdecydowany sięgać po całość. O ile „Black Qualls” to wyrazisty funkowy numer, z soulowymi wstawkami wokalnymi Childish Gambino, o tyle „Dragonball Durag” i „Fair Chance” z udziałem Lil B i Ty Dolla Sign to już miękki, czarny pop. Ale dzięki temu, że trzymam się tradycyjnego płytowego formatu, mogę docenić Thundercat’a i uzupełnić spojrzenie na współczesną amerykańską muzykę o ciekawy element.