„Pang” – Caroline Polachek

Pburn, 31 stycznia 2020

Processed with VSCO with a6 preset

Pisałem jeszcze recenzje do „Lampy” gdy dostałem do zrecenzowania płytę nieznanej mi wówczas amerykańskiej grupy Chairlift. To był 2009 rok. Trio z Nowego Jorku zapadło mi w pamięć – m.in. za sprawą ciekawego głosu wokalistki o swojsko brzmiącym nazwisku Polachek. Okazało się, że nie tylko ja zwróciłem uwagę na Chairlift. Zespół zredukowany do duetu nagrał jeszcze dwie udane płyty i w 2017 roku zakończył działalność. Caroline Polachek zyskała tymczasem uznanie wielkich gwiazd i skomponowała kawałki na płyty Beyonce i Travisa Scott’a. Nagrała też dwie solowe płyty, ale dopiero w 2019 roku wydała album pod własnym nazwiskiem. „Pang” ukazało się na świecie w październiku, a w Polsce miało premierę dopiero w tym roku i to właściwie tylko w jednym miejscu znalazłem ją w ofercie. To o tyle dziwne, że o płycie było dość często słychać w podsumowaniach ubiegłego roku, a artystka gościła na płytach Sbtrkt , Washed Out, Blood Orange, czy Christine and the Queen. Pewnie sprawa rozbiła się o małą wytwórnię, która „Pang” wydała. Chairlift sięgał dość często po estetykę synthpopu. Caroline nie porzuca elektroniki, ale jej podkłady są delikatniejsze i miejscami bardziej przypominają twórczość, jaką prezentowała Enya („The Gate”, „Insomnia”). Przeważa tu dream-pop, choć bez rozedrganych gitar w tle.

Materiał ułożony jest trochę w koncertowym stylu. Płyta najpierw intryguje, trochę czaruje i wciąga, a za połową zaczyna nabierać przebojowości. Najpopularniejsze kawałki: „Door” i „So Hot You’re Hurting My Feelings” wybrzmiewają odpowiednio na 13 i 12 tracku z czternastu na całej płycie. Rytmy stają się pod koniec bardziej wyraziste, a teksty coraz bardziej śmiałe – nie mówiąc już o zdjęciach we wkładce. Ostatnim spokojnym przystankiem jest „Go As A Dream”, które przypomina kompozycje Joanny Newsom. Z kolei zamykający album „Parachute” zaczyna się od wybudzenia ze snu, a kończy miękkim lądowaniem. To dobra klamra dla płyty, która jest jakby aktem przełamania się artystki. Caroline Polachek rozlicza się ze swojej kobiecości, tęsknot, kompleksów. Nadal chętnie sięga po sprawdzone popowe klisze z lat 80. ale też pokazuje, że odrobiła lekcję z przebojów kobiecych gwiazd r’n’b z Rihanną na czele. Na okładce wspina się po sznurkowej drabince pomimo ciemnych chmur za sobą i wiejącego wiatru. Jest na tyle pewna siebie, że nie boi się burzy. I taka jest ta płyta. W tej kruchej kobiecie jest wewnętrzna siła, a jej głos przebija się zarówno przez plamy przestrzennych dźwięków, jak i całkiem chwytliwych numerów. Może to nie do końca moja muzyka, ale kilka razy i ja zostałem nią zaczarowany.

Processed with VSCO with a6 preset

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×