Słucham Car Seat Headrest od pięciu lat. Mam wszystkie jego płyty. „Making A Door Less Open” to już czwarte wydawnictwo. 27 letni Will Toledo, który stoi na czele tego zespołu, to chyba największa gwiazda lo-fi ostatniej dekady. Z nową płytą, zdecydował się na dość ryzykowny krok, bo ten materiał już nie brzmi jak domowe, chałupnicze nagrania. „Makin A Door Less Open” jest takim „Nevermind”, tyle, że wszyscy pokochali Toledo za „Bleach” i teraz zaczyna się kręcenie nosem. Pitchfork pierwszy raz dał płycie mniej niż 8/10 (zaledwie 6.6/10). I choć zespół towarzyszący Willowi jest od Teens of Denial właściwie ten sam (a perkusista Andrew Katz jeszcze dłużej), to nagle jakby proporcje muzyczne się zmieniły. Słychać tu więcej elektroniki, bo perkusista obsługuje nie tylko żywe bębny, a Will sięgnął po syntezator, ale przecież tak to teraz wygląda. Poza tym Toledo i Katz działają równolegle w całkiem elektronicznym projekcie 1 Trait Danger i pomysły tworzone przez nich przenikały ostatnio swobodnie pomiędzy jednym i drugim „szyldem”. Dla gatunkowych purystów materiał został uzupełniony o akustyczne wersje dwóch nagrań (singlowe „Hollywood” napisane z Katzem i „Deadline”). Jest też skromne nagranie „What’s With You Lately” na wokal i gitarę klasyczną tyle, że trwa z minutę. Ale komu dajmy na to w Pavement przeszkadzały klawisze. Tu jest zresztą tylko jeden utwór, w którym elektroniczny beat dominuje („Hymn” (Remix), ale wypada to ciekawie, czy wręcz intrygująco. Natomiast cała reszta materiału dobrze się równoważy.
Przede wszystkim masa tu chwytliwych kawałków i trudno szukać jakichś słabszych momentów. Toledo przyznał, że bardziej skupia się ostatnio na piosence, jako takiej, niż tworzeniu albumów, a w kompozycji najważniejsza jest jego śpiewność i melodyka. Tak by dany utwór nadawał się do wykonywania w przeróżnych stylizacjach i zawsze się bronił. Myślę, że to kryterium zostało spełnione. Utwory wybrane na single (oprócz „Hollywood” także „Can’t Cool Me Down” i „Martin”) wypełniające pierwszą stronę/część płyty wcale nie dominują nad resztą. Trochę jest tu tak, jak z płytami Becka (swoją droga Toledo momentami bardzo go przypomina wokalnie – porównajcie jego sposób śpiewania w „Hollywood” z takim np. „Devils Haircut”) – jedne są prostsze, gitarowe, a inne bardziej szalone, taneczne i z samplami – ale przecież obydwie te linie twórcze zaowocowały świetnymi dziełami. „Making A Door Less Open” postawię zatem z radością obok wcześniejszych płyt CSH i podejrzewam, że będę miał z niej więcej przebojów, niż z poprzednich wydawnictw. Czeka mnie jeszcze odsłuchanie innych wersji nagrań umieszczonych na stronie wytwórni (do płyty dołączony jest specjalny kod dostępu), ale że nie lubię słuchać muzyki z sieci, więc może mi z tym trochę zejść.