Amerykańska pisarka Shirley Jackson napisała tę powieść w 1962 roku – trzy lata przed swoją nagłą śmiercią. Choć większość życia spędziła w Nowym Jorku, jej utwory rozgrywały się gdzieś w małych, prowincjonalnych miasteczkach, w społecznościach trzymających się tradycyjnych wartości. Ale tragedia w starej posiadłości Blackwoodów poruszyłaby z pewnością każdą społeczność. Sześć lat przed czasem w jakim rozgrywa się akcja powieści, doszło do otrucia niemal wszystkich domowników, w następstwie czego cztery osoby zmarły. Przerażające było to, że o zbrodnię oskarżono dziecko. Narratorką powieści jest osiemnastoletnia Mary Katherine Blackwood, która po śmierci rodziców trafiła na jakiś czas do sierocińca. Teraz jednak mieszka ze swoją starszą siostrą Constance, uniewinnioną z zarzutów, oraz schorowanym wujem Julianem. Mary ucieka mentalnie od tragedii rodzinnej i żyje w częściowo wyimaginowanym świecie. Constance dba o dom i jego domowników. Wielu mieszkańców pobliskiego miasteczka najwyraźniej nie uwierzyła w niewinność dziewczyny, ale ostracyzm nie jest gremialny. Kilka rodzin, zaprzyjaźnionych niegdyś z Blackwoodami, utrzymuje kontakty i niesie pomoc dziewczynkom oraz starszemu mężczyźnie. Pomóc chce również bratanek Juliana – Charles. Mary traktuje go jednak jak intruza i robi wszystko, by wyniósł się z domu i zostawił ich w spokoju. Sposób postrzegania świata przez nastolatkę jest bardzo swoisty – w jej narracji zdarzają się stwierdzenia typu: „Ponieważ Charles odebrał mi moje wtorkowe zajęcie, nie miałam nic do roboty. Zastanawiałam się, czyby nie pójść nad potok; ale nie byłam pewna, czy potok w ogóle tam będzie, ponieważ nigdy nie odwiedzałam tego miejsca we wtorki.”. Mary ma też wizje i wie, który dzień będzie ostatnim w życiu Juliana. Gdy jednak nadchodzi wielkie niebezpieczeństwo, to ona okazuje się tą silniejszą z dwóch sióstr.
Shirley Jackson pisała w dość nietypowy sposób. To jej bohaterki kreowały rzeczywistość, a realny świat przebijał się głównie w słowach innych postaci. Czytelnik musi pilnie śledzić rozwój wydarzeń i zachowywać czujność na pułapki umysłu głównej narratorki. „Zawsze mieszkałyśmy na wzgórzu” jest raczej niepokojące, niż straszne. Sporo tu zaskakujących myśli, reakcji i zachowań, które są udziałem bohaterki. Zarazem całość wypada wiarygodnie pod względem psychologicznym. Jednocześnie nie sposób mentalnie umieścić tej prozy w latach 60. ubiegłego wieku – bliżej jej z pewnością do czasów o co najmniej kilka dekad wcześniejszych, co też ma swój nieco gotycki urok. Powieść została w 2018 roku zekranizowana na fali powrotu zainteresowania Shirley Jackson, która stworzyła klasyczną, kobiecą odmianę powieści grozy. Nie widziałem żadnej ekranizacji, ale po lekturze książek zdaję sobie sprawę, że przenoszenie tej literatury na ekran musi być ciekawym ale i dużym wyzwaniem.