Niestety im zespoły są starsze, tym chętniej wydają albumy koncertowe. Potrafią nawet dwa pod rząd, bo jeden jest „normalny”, a drugi „akustyczny”, albo „symfoniczny”. To oczywiście niezdrowe i artystycznie przykre, ale zdarza się prawie wszystkim gwiazdom. Co zaskakujące także grupom, które opierają się w wersji live na wgranych na komputery trackach. Słucham Depeche Mode od 1984 roku, byłem przez kilka lat fanem tego zespołu i tylko na tej zasadzie sięgam po jego wszystkie płyty. „Live Spirits Soundtrack” jest edycją audio koncertu, którego fragmenty wykorzystano we wzruszającym dla mnie filmie „Spirits in Forest” z ubiegłego roku. Dwadzieścia nagrań (plus tzw. „Intro” z wyczekującymi brawami) to przede wszystkim zapis wielkiego święta fanów zespołu. Chyba na żadnej z dotychczasowych płyt koncertowych nie dano publiczności takiego pola do popisu. Klaszczą, śpiewają, skandują, włączają się w partie instrumentalne. Nie brzmi to wcale źle i niewątpliwie podkreśla wielką miłość publiczności do zespołu. Repertuar jest ograny i osłuchany niemal do granic, choć w stosunku do poprzednich płyt powtarza się od 5 do 7 nagrań, co pokazuje bogactwo repertuarowe zespołu. Tylko „Never Let Me Down Again” jest obecne na wszystkich koncertowych albumach od pamiętnego „101” z 1988 roku (oczywiście za wyjątkiem specyficznej koncertówki złożonej wyłącznie z zawartości „Songs of Faith and Devotion”). Te wielkie hity „Depeszów” brzmią oczywiście z odpowiednią mocą i trudno im kolejny raz nie ulec, bo są to absolutnie hymnowe kawałki:
„Enjoy the Silence”, „Personal Jesus”, „Everything Counts, „Just Can’t Get Enough”, „Stripped”. Słychać w nich autentyczną radość z wykonywania i entuzjazm, jaki wzbudzają. Można tu szukać nowych nut i pomysłów. W „Everything Counts” mamy ciekawy wstęp, w „Never Let Me Down Again” częściowo zmienione i rozbudowane partie pianina i gitary, a w „Enjoy the Silence” zespół pozwala sobie na sporą improwizację w finałowej części. To oczywiście cieszy. Jak zwykle jest też kilka nagrań z ostatniej, aktualnej w danym momencie, studyjnej płyty – oprócz trzech singlowych przebojów dostajemy także „Poison Heart”. I dla takich „rarytasów” fani kupują takie płyty. Inną ciekawostką jest utwór „Insight” z albumu „Ultra”, czy dwa nie singlowe utwory z „Music For The Masses” – „I Want You Now” (śpiewane jak zwykle nieco teatralnie przez Gore’a, którego gromko wspiera publiczność) i „Things You Said” (choć ten drugi już się pojawił na „101”). A już absolutnym rodzynkiem jest cover przeboju Davida Bowie „Heroes”. Iluż to wykonawców przerabiało ten kawałek. Wersja Depeche Mode jest naprawdę przyjemna i przekonująca. To ona tak naprawdę skłoniła mnie do zakupu tego albumu. No i fakt, że chciałem mieć pamiątkę z trasy, której polski fragment widziałem na żywo.