Adam Sołtysik w drugiej połowie lat 90. współtworzył zespół Pogodno, z którym rozstał się po nagraniu debiutanckiej płyty w 2000 roku. Wydany 20 lat później debiutancki materiał zespołu Enemigos Del Silencio to jednak w większym stopniu efekt grania przez Sołtysika w zespole Dynasonic, niż tamtej, znanej dość szeroko grupy. Album „Lost In Space” nawiązuje też do szczytowych dokonań zespołu Ewa Braun, który to z kolei twórczo krzyżował dokonania zespołów pokroju June of 44 z falą chicagowskiego post-rocka. Ważne jest tu zarówno brzmienie gitar osadzonych w tradycji bliskiej amerykańskiej scenie post hard-core’owej lat 90 z Fugazi na czele, kosmiczne pogłosy, jak i wokale, którym blisko jest do wyczynów Roberta Brylewskiego (ten hasłowy angielski, cieszący się dźwiękiem niektórych słów). To naprawdę daje pociągający i przekonujący efekt. Czy to w spokojniejszych, bardziej psychodelicznych utworach, czy w tych bardziej intensywnych i kaskadowych.
Utwór „Kelimutu” ma w sobie duży pierwiastek transowości, choć daleko mu do mantrowej jednostajności. Pod koniec nabiera dodatkowej intensywności, z aktywniejszym udziałem strony wokalnej. Gęsty od gitarowych partii jest od samego początku „Music”, ale to też najkrótsza kompozycja na płycie (niewiele ponad 2 minuty). Kawałek „Wild Life” zaczyna się trochę jak „Song 2” Blur, by zaraz podążyć w stronę „acidowych” skojarzeń spod znaku rodzimej Apteki. Wybrany do promocji „Tears in Rain” ma technowy rytm opleciony lekko i fantazyjnie trącanymi strunami gitar. Z kolei „Going In” przypomina nieco rap-core’owe nagrania z lat 90. Płytę kończy najdłuższy, zarejestrowany na żywo utwór tytułowy. Te 11 minut to jednak trochę dla mnie za długo. Natomiast całość materiału zdecydowanie frapuje i pociąga. Daje pole do dobrych i ciekawych skojarzeń – zarówno z amerykańskiego, jak i krajowego dorobku niezależnego rocka.