„Śmierć przewodnika rzecznego” – Richard Flanagan

Wydawnictwo Literackie, 2017

Flanagan

Debiutancka powieść gwiazdy australijskiej literatury zawiera masę elementów znanych z późniejszych dzieł. Międzypokoleniowe losy rodzin przybyłych ze Starego Świata, złowrogą ziemię Van Diemens’a, upodlenie Aborygenów, pełną energii dziewiczą przyrodę Tasmanii, ciężkie życie osadników i dramaty jednostek często podbudowane romantyczną miłością. „Śmierć przewodnika rzecznego” napisana w wieku 33 lat i wydaną pierwotnie w 1994 roku to generalnie przygnębiająca i mocna literatura. Pierwszy raz pomyślałem, że Flanagan to taki australijski (tasmański) McCarthy. Nikt tu nie ma lekko, przyroda nie rozpieszcza, a Bóg najwyraźniej zapomniał o tym skrawku ziemi. Aljaz Cosini niczego istotnego w swoim życiu nie osiągnął. Właściwie nic mu w nim nie wyszło. I na kartach tej powieści żegna się z życiem, beznadziejnie uwięziony przez głazy w przybierającym nurcie rzeki. Jego umysł wypełniają wizje i wspomnienia, które pozwalają mu opowiadać zarówno historie z XIX wieku, jak i z ostatnich dni poprzedzających tragedię.

Aljaz w swoim niespełna 40-letnim życiu przeżył przedwczesną śmierć matki, nieudane małżeństwo, które przerwała z kolei tragiczna śmierć jego dwumiesięcznej córeczki. Nie ustatkował się, nie zarobił godziwych pieniędzy, nie potrafił pomóc człowiekowi w opałach, a ratując innego sam sprowadził na siebie katastrofę. A jednak ten życiowy nieudacznik jest nieodrodnym synem tasmańskiej ziemi. Ziemi ludzi zmagających się beznadziejnie ze swoim losem, skazanych na bezwzględną moc natury i na ludzi, którzy z zasady pozbawieni są refleksyjnej części swego charakteru. Nurzamy się zatem razem z Aljazem w gwałtach, torturach i cierpieniu. W smutku śmierci po odejściu najbliższych. W walce o przetrwanie, w której nie ma reguł fair-play. I nie znajdujemy powodu ani wytłumaczenia, dlaczego aborygeńskie kobiety były traktowane jak zwierzęta, dlaczego mały chłopiec stracił ojca przywalonego przez drzewo, dlaczego Derekowi nie pomogły modlitwy, a Sonja zmarła na raka? Tu nikt nie dziwi się, że turystów fascynuje bardziej miejsce śmierci innego turysty niż piękne krajobrazy dla których przyjechali w te strony. Nie dziwi też stawianie przez lata talerza z jedzeniem dla zmarłej żony. Nie powinno zastanawiać dlaczego ktoś wystający ponad powierzchnię wody, nie może liczyć na ratunek świadków. W tej powieść dominuje dziwny fatalizm, a jednak Tasmania i jej ludzie stanowią fascynującą całość. Proza Flanagana jest głęboka w opisie, surowa i zarazem dojrzała, urasta z każdą stroną i porusza autentycznością. Czuć, że autor jest wrośnięty w miejscowe legendy, historię i opowieści. A ja wiem, że nie przeżyłbym w jego świecie choćby dnia.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×