„Beyond the Pale” – JARV IS …

Rough Trade, 31 lipca 2020

Beyond the pale

Pulp już nie istniał, gdy zacząłem sięgać po jego płyty. Niesłusznie odpuszczałem jego wielkie dokonania z lat 90. Jarvis Cocker był wszak nowym wcieleniem Bryana Ferry. Inteligentny, szarmancki i zainteresowany seksualnością. Jego solowe płyty nie były tak dobre. Nie były nawet tak dobre, jak ostatnia płyta Pulp, która nosiła już znamiona nowej epoki, a jednak miała swój urok. „Further Complication” nie był bynajmniej płytą nieudaną ale jakoś nie porywała mnie zupełnie. Albumu z Chilly Gonzalesem nagranego w 2017 roku dla Deutche Grammophone nie poznałem, bo wydał mi się z założenia zbyt ekstrawagancki (nawet jak na Cockera). Ale gdy w ub. roku zobaczyłam Cockera na czele projektu Jarv Is… pomyślałem, że jeszcze nie pora żegnać się z wysokim chudzielcem w okularach. Tamten koncert był oczywiście powiązaniem nagrań z płyt Pulp, solowych Cockera i nowego materiału z wydanym wówczas świeżo singlem „Must I Evolve” na czele. Cockerowi się chciało występować, a mnie chciało się go słuchać. Singla sobie nie kupiłem (choć zawierał zawsze interesujący mnie remix autorstwa Davida Holmes’a) ale na album czekałem z ochotą i nadziejami. Wydanie „Beyond the Pale” poprzedził w marcu drugi singiel – „House Music All Night Long” i po tych dwóch zwiastunach można było spodziewać się dość tanecznego i klubowego materiału (choć „House Music” utrzymany jest w wolniejszych tempach). Tymczasem otwierający płytę, najnowszy singiel „Save the Whale” kieruje skojarzenia w stronę Leonarda Cohena z czasów „The Future” (zwłaszcza znanego z „Urodzonych morderców” utworu „Waiting For the Miracle”). To też najpóźniej nagrana kompozycja z wszystkich na tej płyty (we wrześniu 2019 r.).

Atutem „Must I Evolve” (nagranego z kolei już w kwietniu 2018) są kobiece chórki, które podkręcają ten numer niemal do poziomu słynnego „Common People”. A skoro sięgamy już do czasów Pulp, to na „Beyond the Pale” udziela się gościnnie jego dawny basista Steve MacKey. „Beyond the Pale” jest generalnie eleganckim albumem, bez rockowej ekspresji i gitarowych solówek (choć gitar tu generalnie nie brakuje, nawet tych z efektem wah-wah). Za to jest dziełem ładnie się harmonizującym. Cocker dba by jego wokal był zgrabnie uzupełniany przez chórki i pojedyncze partie instrumentów. Raz są to smyczki, raz jakaś harfa. Ciekawym numerem jest z całą pewnością „Sometimes I Am Pharach” – z przetworzonym na transformerze wokalem, udziałem saksofonu i sporą dawką syntezatorów. To trochę takie międzyplanetarne disco w stylu The Comet Is Coming. „Swanky Modes”  to typowy numer zbudowany na partii pianina. Trochę bardziej deklamowany, niż śpiewany, wyciszający i wieczorowy. Taki smokingowy, z kieliszkiem wina. Kłania się wspomniany Bryan Ferry. Całość zamyka kolejny wysmakowany kawałek – „Children of the Echo”. Rozwija się od lekko psychodelicznych klimatów, przez zgrabny refren wyśpiewany znów ze wsparciem żeńskiego chórku, po dialogi niczym ze stacji kosmicznej. To świetny utwór na zakończenie nocnego koncertu i całej płyty. Jestem w pełni usatysfakcjonowany. Jak dla mnie „Beyond the Pale” to najlepsza rzecz jaką Cocker nagrał od czasów „We Love Life”, czyli od prawie 20 lat.

Processed with VSCO with c1 preset