„Imploding The Mirage” –The Killers

Island, 21 sierpnia 2020

Processed with VSCO with a6 preset

Odkąd w 2004 roku dałem się oczarować debiutowi kwartetu z Las Vegas, tak wciąż łapię się na ich sztuczki marketingowe, które sprawiają, że wydaję pieniądze na kolejne płyty tego zespołu. Owszem, na każdej coś dla siebie znajdę, ale patrząc na moją półkę płytową pod hasłem The Killers znajduję tam wszystkie ich regularne płyty w tym zbiór rarytasów i stron B singli oraz koncertowe wydawnictwo z wersją dvd – całkiem jakbym była jakimś ich fanem. A ja tylko pamiętam o pierwszej płycie i odwołuję się do tego, że kiedyś zrobili wspólne nagranie z Lou Reed’em. Na tej zasadzie obronię się dziś tym, że na najnowszej płycie samplują Neu! i Can. Jednak moja Żona słusznie zauważyła, że aktualne oblicze zespołu przypomina przede wszystkim niedzisiejsze dzieła wydawane w latach 80. przez Chrisa de Burgha i Bruce’a Springsteena. The Killers, a właściwie Brandon Flowers z towarzyszącymi muzykami (z zespołu aktywny jest tu głównie perkusista, a gitarzysta funkcjonuje wyłącznie na papierze) poszedł w pompatyczność godną najbardziej niepoprawnych zapędów Muse. Wszystkiego jest tu jakby za dużo i za bardzo.

W otwierającym przeboju „My Own Soul’s Warning” gra siedmiu muzyków i prawie każdy z nich na więcej niż jednym instrumencie. W  singlu „Caution” jest nieznośna jak dla mnie solówka gitarowa Lindseya Buckingham’a – legendy Fleetwood Mac. W „Lighting Fields” mamy gościnny udział dwóch wokalistek – k.d. lang i Natalie Mering (Weyes Blood) – jakby jednej nie wystarczyło. „Running Towards a Place” to jakby Tom Petty & Heartbreakers i Bryan Adams razem wzięci – a są to artyści, których nawet w pojedynkę zostawiłem ponad 30 lat temu na pozycji „mam dość”. Ale czyż sama okładka nie powinna być dla mnie przestrogą? Kościelne malowidło Thomasa Blackshear’a II to zupełnie nie moja estetyka. Dobrze koresponduje z nim „My God” wykonane z udziałem Weyes Blood. Brandon Flowers stosuje na tej płycie wszystkie te swoje wokalne popisy, prześpiewuje sam siebie i jeszcze chętnie dokładając gościnne chórki. Ktoś napisał, że blichtr Las Vegas został tu odrzucony… Prawdą jest, że kompozycje na „Imploding The Mirage” są przeważnie dobre i mają moc. Niestety są przedobrzone, przearanżowane i wszystko z nich kapie w iście barokowy, czy wręcz manierystyczny sposób. To nie jest ani rock, ani pop. To jest jakiś musical. Jak wspomniałem na wstępie – znów dałem się złapać – tym razem na bardzo dobre recenzje portali Onet.pl (5/6), Allmusic (4,5/5) i Pitchfork (7,4/10).  No ale może wyciągnę z tego jakąś lekcję – niekoniecznie stricte muzyczną?

Processed with VSCO with q8 preset