„Petals for Armor” – Hayley Williams

Warner Music, 8 maja 2020

Processed with VSCO with a6 preset

Rzadko pewnie jest tak, że nie słucha się jakiegoś zespołu, ale sięga po solową płytę jego wokalisty. No niech pomyślę, czy potrafię przytoczyć jakiś przykład z własnego doświadczenia? No nie. A właściwie nie potrafiłem, bo oto nabyłem solowy debiut Hayley Williams – wokalistki Paramore. Rodzimy zespół artystki wydał pięć płyt, zdobył popularność i uznanie, ale mnie działki „pop-punk” ani „emo” zupełnie nie pociągają. Tymczasem album „Petals for Armor” Pani Williams zaczyna się naprawdę ciekawie. Oparte na syntezatorach granie lokuje Hayley raczej w alternatywnym popie, niż jakimkolwiek rocku. To o tyle ciekawe, że współautorem większości kompozycji jest gitarzysta Paramore. Materiał na tę płytę powstawał w odcinkach, w formule trzech pięcioutworowych EP’ek. Pierwsza EP jest udana w 100%. Zarówno w bardziej rytmicznym utworze „Cinnamon”, jak i bliskim Moloko numerze „Creepin’”. Już otwierający, singlowy „Simmer” intryguje niczym wczesna Lykke Li, czy Bat For Lashes. Gorzej, że w obrębie tych pierwszych nagrań dostajemy wszystko co najlepsze – łącznie z bardziej ekspresyjnym momentami wokalem w „Sudden Desire”.

Z kolei drugą EP’kę otwiera utwór, który mogłaby umieścić na swojej płycie Sia. „Dead Horse” to dość gorący i na pewno przebojowy numer, jak na ten album, choć refrenowe „Ya Ya Ya” zastąpiłbym czymś bardziej wyrafinowanym. Problem zaczyna się na poziomie siódmego numeru, który kojarzy mi się z zapomnianym pewnie latin/funk/popowym składem Gloria Estefan & Miami Sound Machine. Kolejny kawałek to już bardziej ukłon w kierunku Robyn i dyskotekowych trendów nawiązujących do lat 80. Fani Paramore pewnie tego nie przeżyją, a i ja wolałbym skrócić płytę o takie momenty. Na szczęście „Petals for Armor” to nie równia pochyła. „Roses/Lotus/Violet/Isis” to kolejny naprawdę udany utwór, pokazujący jak ciekawie można zerwać z pop-rockowym wizerunkiem. Te smyczki też tu robią swoje. Niestety drugą EP’kę kończy utwór może nie słaby, ale przeciętny, w którym trudno ocenić, czy ważniejsze jest sentymentalne pianino, czy funkowy bas. Lata 80. rozpoczynają ostatnią piątkę nagrań na płycie.  A właściwie ją dominują. W tym zestawie pozytywnie wyróżnia się znów Molokowy „Sugar on the Rim”, a reszta pozwala zastanawiać się nad artystycznym kierunkiem w jakim zmierza Hayley Williams. Oczywiście czytałem o jej trudnych latach i walce z depresją i cieszę się, że wyszła z tego zwycięsko i z solowym albumem na koncie. Jednak na ostatniej prostej przemyślałbym wizję artystyczną tego wydawnictwa. Ja na pewno skróciłbym je do w sumie dwóch EP’ek.

Processed with VSCO with s3 preset

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×