„Europa” – Taco Hemingway

e-Muzyka, 4 września 2020

„Europa” – Taco Hemingway

Europa to kolejny „koncept album” w karierze Taco Hemingwaya. Piosenki przeplata tutaj narracja fikcyjnego kierowcy jadącego przez Stary Kontynent. Podróż ta jest z pogranicza świadomości i narzuca w dużej mierze klimat całej płycie. „Dziennik podróżny” jest bowiem równie minorowy jak teksty piosenek. Taco „zwiedza” Europę, odwiedzając hotele, kluby i lokale. Wspomina i rzuca refleksje. Tęskni trochę za dawnym życiem, a zarazem rozlicza słabości jakie się z nim wiążą – uzależnienia, brak prywatności, seks „jak w burdelu”, przyjaciele których przybyło razem z zerami na koncie. To oczywiście trochę wąski zakres tematyczny ale i skala codziennych problemów raperów szeroka nie jest. Na szczęście Filip Szcześniak potrafi wpleść w te wyznania słowa i określenia, które wzbudzają uśmiech lub uznanie. Oprócz surowych spojrzeń na prochy, dragi i alko jest kilka wymownych spojrzeń na stosunek ziomków do kobiet. Słowa te są o tyle istotne, że – jak nawija – raperzy to dla młodych często bogowie i ich przekaz wpływa na to jak dzieciaki postrzegają świat. Jak to często u Taco bywa, pojawiają się wtręty ze sztuki nie ulicznej. W tym przypadku „Ferdydurke” i artyści nie hip hopowi (Dawid Podsiadło, Brodka, Artur Rojek, ale i Jeremi Przybora). Gdzie Taco najmocniej się odsłania? W „Ortalionie” dostajemy wspomnienie wypadu z dziewczyną do Paryża – pewnie czytelnicy Pudelka wiedzą o kogo chodzi. W „Toskanii Outro” też pada osobiste wyznanie świadczące o wadze bliskości oddechu tej drugiej osoby. Muzycznie zaskakuje saksofon w „Ortalionie”. Mój ulubiony „Toskania Outro” może kojarzyć się z wczesnym DJ Shadow’em (przynajmniej w drugiej części). Z kolei w dodatkowym, limitowanym kawałku  (znów b. fajnym) leci pianinko niczym w „Natalii” Sidneya Polaka. Najlepsze kompozycje są moim zdaniem na początku i na samym końcu płyty. Zawsze wolałem samego Taco, bez gościnnych głosów. Na tej płycie lepiej klei się udział Bedoesa. Z kolei pod względem produkcji prym wiedzie tu Zeppy Zep. Jedyny track zrobiony z Rumakiem to akurat najmniej przekonujący mnie „WWA nie Berlin”. Drugim gorszym momentem jest „Pieniądz i Terror” oddany za bardzo w ręce młodszych kolegów. Większy udział gościnnych producentów i raperów, niż na „Jarmarku” nie zmienia faktu, że „Europa” jest bardziej intymnym albumem Taco. Refleksyjnym, nie wolnym od żalu i gorzkim. Z mojej perspektywy mniej interesującym od „Jarmarku”, bo te narracje to jednak nie mój świat, a zarazem tak go sobie właśnie wyobrażam, więc słuchanie „Europy” daje mi jakby mniej. Ale wyobrażam sobie, że dla hip hopowej publiki może być to płyta ważniejsza.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×