„Tenet” reż. Christopher Nolan

USA/Kanada/Wielka Brytania, 2020

„Tenet” reż. Christopher Nolan

Amerykański kinowy hit nr 1 czasów pandemii, obejrzałem w swoim kinie z sześcioma innymi widzami (w tym moją Małżonką). Skromnie, ale od razu powiem, że warto było zobaczyć „Tenet” na dużym ekranie, z odpowiednim dźwiękiem, bo akurat ta strona filmu jest naprawdę przekonująca i udana. Gorzej z fabułą. O ile lubię oglądać przygody James’a Bonda, tak robienie na poważnie kina, w którym idzie o bohaterskie ratowanie świata, budzi zawsze moje zastrzeżenia. Ten układ w którym jest jeden zły/szalony i jeden dobry/niezłomny, a wokół wątpliwej reputacji politycy, służby specjalne i inne siły nacisku, nie przekonuje mnie – chyba, że chodzi o ekranizację komiksu. Filmy Christophera Nolana mają ambicję pokazania innych wymiarów naszej rzeczywistości. W „Tenet” mamy zatem trochę fizyki teoretycznej, która opisuje zjawiska zależności i paradoksów czasowych. Bardziej chodzi przy tym o efekt mądrych wywodów, niż ich konsekwencję w zakresie rozwoju akcji. Nowy światowym zagrożeniem jest bowiem nie arsenał jądrowy, a broń z przyszłości. W przypadkowy sposób trafia ona do pewnego rosyjskiego oligarchy, niegdyś mieszkańca jednego z radzieckich „nieistniejących miast”. Andrei Sator (Kenneth Branagh) ma w swoim życiu jedną słabość – żonę Kat, która przestała go kochać (w tej roli znana choćby z serialu „Nocny portier” – Elizabeth Debicki). Główny bohater jako Protagonista (John David Washington) ma za zadanie nie tylko zbliżyć się do Satora ale – jak to zwykle bywa – postanawia uratować jego żonę. Wspiera go fizyk-agent Neil grany przez Roberta Pattisona, który nie wtajemnicza swojego partnera we wszystkie tajniki, by nie wpłynąć na jego decyzje i zachowania. Wychodzi z założenia, że w sytuacji, w której przyszłość, teraźniejszość i przeszłość rozgrywają się czasem w tym samym miejscu to lepiej wszystkiego nie wiedzieć. Oglądamy zatem strzały, które wracają do luf, pędzące w tył samochody, powstające z ruin budynki. Osoby śmiertelnie ranne, można ratować przejściami w czasie. Agenci nauczeni żyć w trybie odwróconym, mogą przenikać czas i funkcjonować zgodnie z prawami paradoksów. Nie zmienia to jednak faktu, że tak jak w Matrixach mieliśmy w decydujących momentach efektowne walki wręcz, tak tu też dominują tradycyjne formy walki i proste schematy działania. Cała reszta jest tylko efektowną nakładką. Są tu jak wspomniałem spektakularne sceny i ujęcia, w które świetnie wgrywa się ścieżka dźwiękowa przygotowana przez Ludwiga Goransson’a nagrodzonego Oscarem za muzykę do „Czarnej pantery” (2018). Nie zmienia to jednak faktu, że Nolan bardziej znalazł nowy koncept usprawiedliwiający opowiedzenie kolejny raz tej samej historii, niż zaskoczył czymś naprawdę nowym i świeżym.

Posłuchaj najnowszej listy przebojów
×