„Unremembered Remembered” – The Wolfgang Press

4AD, 6 października 2020

„Unremembered Remembered” – The Wolfgang Press

Trio The Wolfgang Press było jednym z najbardziej intrygujących zespołów lat 80. i 90. Zespół, który wyłonił się z projektów Rema Rema i MASS zadebiutował w 1983 roku i działał do połowy lat 90. kiedy to opuścił go klawiszowiec Michael Cox. Gdy w 2001 roku ukazała się wspominkowa płyta obejmująca wybór nagrań z czasów działalności de facto zabrakło na nim jakiegokolwiek niepublikowanego wcześniej utworu. Tymczasem na przełomie 1995 i 1996 roku powstało sześć kompozycji zrealizowanych już bez Cox’a w duecie Allen/Grey (w jednym utworze wsparł ich basista Segs, który pojawił się już na ostatniej płycie zespołu „Funky Little Demos”). Te domowe rejestracje zostały „podprodukowane” w październiku 2019 roku i ukazały się najpierw na Record Store Day w wersji winylowej, a teraz na kompakcie. The Wolfgang Press zawsze robił na mnie duże wrażenie. Ich album z trzema EP’kami wydany jako „The Legendary Wolfgang Press and Other Tall Stories” porażał jakąś pierwotną siłą. Z kolei promowane swego czasu w Trójce „Hammer the Halo” i „I’m The Crime” niosły ze sobą gotycki dreszcz z którego emanowało tajemnicze piękno. Czasy „Bird Wood Cage” to otwarcie się na morderczy rytm, podbity dubowym basem i wyciągnięcie wielkiej mocy z małych dźwięków. „Kansas”, który zdobyłem też w wersji winylowego maxisingla wciąż wwierca się we mnie jednym z najlepszych motywów rytmicznych wszech czasów. Płyty z lat 90 czarowały rave’owa-hip hopową strukturą. W twórczości TWP zawsze działo się coś nieoczywistego. Pozornie chropawe środki zapewniały niezwykle harmonijne rozwiązania melodyczne. Naprawdę łatwiej było mi pożegnać się z Cocteau Twins i paroma jeszcze podopiecznymi 4AD, niż z tym nieobliczalnym trio. Dlatego „Unremembered Remembered”  odpaliłem z dużym wzruszeniem, szykując się na powrót do krainy dziwolągów, nerwowych chwytów i nieokreślonego uroku. I to wszystko tu jest – pomimo braku Cox’a w składzie! Każdy fan Wolfgang Press powinien sięgnąć po to wydawnictwo, nie tylko z sentymentu, ale po prostu by jeszcze raz przeżyć przygodę z ich muzyką (zwłaszcza, że na rynku prawie nie ma już ich płyt). „You Say You Love Me” nagrane z basistą Segs’em można lokować gdzieś pomiędzy „Bird Wood Cage” a „Queer”. Jest tu i charakterystyczny układ rytmiczny, wsparty klawiszem brzmiącym jak cymbały, ale i świdrująca lekko gitara. „God Let It Shine On” ma najbardziej przebojowy charakter. W tym względzie lokuje się on blisko ostatnich dokonań zespołu. „My Mother Told Me” przypomina z tytułu cover Randy Newmana, będący jednym z największych przebojów zespołu – muzycznie też można tu szukać pewnych analogii. Jest tu też dość charakterystyczne dla grupy przejście w tonacji (choć nie pod koniec numeru jak to zwykle bywało, ale w formie wstawki gdzieś w połowie kompozycji). „Black Hole Star” świetnie odnalazłoby się na „Queer” – z tym połamanym rytmem i niemal sztandarowym brzmieniem gitary. „Liar” to z kolei hip-hopowe podkłady i muzyczno-wokalny nerw znany z „Bird Wood Cage”. Całość kończy lekko dubowy i  wręcz liryczny „Miss H.I.V.”. Moje skojarzenia biegną tu w kierunku King Cobb Steelie. Allen bardziej tu śpiewa, niż opowiada, ale to niestety koniec. 24 i pół minuty muzyki. Więcej nie ma i nie będzie. Skończyło się w marcu 1996 roku – pozostaje mi czekać na jakieś reedycje, bo niewątpliwie muzyka the Wolfgang Press jest ponadczasowa i jakoś odrębna w każdej skali.