Nowy Jork z czasów kiedy kobiety się emancypują, a otwarte umysły fascynują psychologią, spirytyzmem i hipnozą, to doskonałe tło do kryminału. Nic dziwnego zatem, że serial „Alienista” doczekał się po dwóch latach swojej kontynuacji. Główni bohaterowie są ci sami, ale wszyscy poszli o krok dalej. Tytułowy alienista – doktor Laszlo Kreizler prowadzi swój instytut, w którym opiekę znajdują biedne dzieci. Sara Howard prowadzi własne, kobiece biuro detektywistyczne, a John Moore rozwija karierę dziennikarską i szykuje się do ożenku z tzw. „dobrą partią”. Intryga kryminalna osnuta jest wokół uprowadzeń noworodków. Czy są to odosobnione przypadki, czy stoi za nimi szpital położniczy z niejasnymi donatorami, czy może porwania mają inny wspólny mianownik? Uprowadzone i zamordowane dzieci są znajdowane z upiornie wymalowanymi oczami i śladami trucizny. W tle mamy proces jednej z oskarżonych matek zakończony krzesłem elektrycznym (symbol postępu!), a ponadto konflikt polityczny USA z Hiszpanią i gang „oprychów” z ponurej dzielnicy (nomenklatura niczym z Dickensa). Niewątpliwie na pierwszy plan wybija się w tym sezonie Sara (Dakota Fanning), która rywalizuje z policją, ma rozterki związane z uczuciami do Johna, ale przede wszystkim najlepiej wczuwa się w emocje matek, które straciły dzieci, jak i w przypadku głównych oskarżonych. To ona ma wszelkie predyspozycje do rozwikłania zagadki, musi jednak uporać się z własnymi uczuciami i sprawdzić w akcji z bronią w ręku. Laszlo (Daniel Bruhl) poznaje panią profesor psychologii, która swoim bystrym umysłem i odważnymi poglądami stanowi największe wyzwanie dla alienisty w tym sezonie. Z kolei John (Luke Evans) jako dżentelmen wystawiany jest na kolejne trudne próby i nie ze wszystkich wychodzi bez szwanku. Świetnie oddane są znów realia epoki. Nowy Jork jest niezwykle pociągający zarówno w swej XIX-wiecznej wykwintności, jak i wyjątkowej ponurości. Nigdy chyba nie był bardziej europejski ze swoimi salonami, restauracjami, parkami, ale też rynsztokami, spelunkami, czy wielkimi ceglanymi gmachami mieszczącymi przeróżne instytucje. Bardzo udaną postać kreuje w tym sezonie pielęgniarka ze szpitala położniczego, niejaka Libby Hatch (Rosy McEven), która okazuje się mieć tragiczny życiorys i zaskakujące powiązania z przywódcą ulicznego gangu. Oglądamy szeroką panoramę ówczesnych znaków czasu. Oprócz wspomnianego krzesła elektrycznego w słynnym więzieniu Sing Sing, także wielkiego iluzjonistę Houdiniego, seans hipnozy, bar dla miłośników seksualnych perwersji, czy cielesne zbliżenia – także te odstające od normy. To pewnie nie koniec serialu. Ja mogę poczekać kolejne dwa lata.