12 grudnia rano dowiedziałem się, że zmarł Darek „Malina” Malinowski – basista i wokalista Siekiery. Drugi po Krzyśku „Kobenie” Greli członek pierwszej Siekiery, który odszedł za wcześnie. Dla kogoś, kto jest z Puław, Siekiera zawsze będzie tym najważniejszym, mitycznym, wielkim, wbijającym w dumę zespołem. Dla mnie była tez zespołem, którego historia dotknęła mnie kilka razy bezpośrednio i osobiście. Nigdy nie poznałem Darka Malinowskiego, nie rozmawiałem z nim, choć parę razy go widziałem. Poznałem Adamskiego i Budzyńskiego. Zbyszek Musiński (perkusista drugiej Siekiery) mieszkał obok mnie. „Malina” po rozwiązaniu Siekiery zniknął z Puław i zaszył w jakiejś wiosce niedaleko Kozłówki jak dobrze kojarzę (z niejakim „Słomą”). Potem podobno wrócił, ożenił się i współpracował z zespołami Kapawanka i Tra-band. Jako jedyny nie udzielił wypowiedzi do reedycji „Nowej Aleksandrii” z 2012 roku. Już kilka lat temu słyszałem, że zmarł, więc po pierwszym sygnale, pomyślałem, że to może tylko kolejna ponura plotka. Ale wieczorem następne osoby potwierdzały, że niestety jednak nie.
Jak wielu innych dowiedziałem się o Siekierze w sierpniu 1984 roku. Zagrali w Jarocinie i to był pewnie najbardziej punkowy występ w historii tego festiwalu. U mnie „na placu” się o tym mówiło. Zresztą widywaliśmy członków Siekiery. Pamiętam Dzwona i Budzego jak siedzieli na ławce „pod moim” blokiem i gadali. Czytałem w „Non Stopie”, że grali niesamowicie. Zresztą wszystkie notki o ich występach były pełne uznania, choć ukazywały się przecież na łamach PRL’owskiej prasy. W tygodniku „Na przełaj” drukowano teksty Siekiery w ramach tzw. „Koalangu”. Mogłem dzięki temu przeczytać teksty piosenek, których nie puszczali wtedy w radiu – nawet w Rozgłośni Harcerskiej. Wydaje mi się, że w „Razem” i chyba w „Scenie” pokazały się nawet plakaty zespołu. Miałem obydwa. Jeden był zrobiony na bazie zdjęcia zespołu stojącego w zbożu na tle Zakładów Azotowych.
Pierwszy raz usłyszałem Siekierę dopiero w czerwcu 1985 roku. To był utwór „Jest bezpiecznie”. Grali go nawet w Trójce, bo właśnie został nagrany na singla dla Tonpressu. Singiel ukazał się na rynku dopiero w lutym 1986 roku (przynajmniej ja go wtedy kupiłem, w Lublinie w kiosku Ruchu). „Jest bezpiecznie” nieco mnie zszokowało. Było wolne, wręcz rozlazłe i nie bardzo wiedziałem co o nim myśleć. Liczyłem na czad, a tu rzężące gitary, klawisz i monotonny wokal – właśnie Darka Malinowskiego. Utwór zadebiutował na mojej prywatnej liście przebojów 30 czerwca 1985 roku w notowaniu nr 70 na 15 miejscu. Tydzień później spadł na 17, po czym pożegnał zestawienie. Moim numerem jeden wtedy był „Shake The Disease” Depeche Mode.
Jesienią 1985 roku, będąc na szkolnej wycieczce do teatru Osterwy w Lublinie, kupiłem płytę „Fala”. I dopiero wtedy usłyszałem Siekierę, jakiej się spodziewałem. Utwór tytułowy oraz „Idze wojna” zrobiły na mnie wrażenie czegoś absolutnie krańcowego, groźnego i osłupiającego. Znów poczułem dumę, że tak gra (grał) ktoś z mojego miasta. No i w recenzjach albumu podkreślano wtedy, że to najmocniejsze fragmenty płyty, choć przecież na „Fali’ były też numery Dezertera, Tiltu, czy Izraela.
Drugi kawałek Siekiery jaki miałem na swojej liście przebojów, to byli „Misiowie puszyści”. Nie dość, że piosenka była puszczana czasem w radiu, to Krzysztof Szewczyk pokazał w telewizji teledysk do tego nagrania. Widziałem go tylko raz (może dwa?). No ale jakże się to dla mnie wówczas liczyło! „Misiowie puszyści” stali się na moim placu swoistym przebojem. Na mojej liście zadebiutowali 1 marca 1986 roku w notowaniu nr 105 na miejscu 16. Kawałek dotarł najwyżej do 9 miejsca, spadł po sześciu tygodniach, gdy na pierwszym miejscu miałem „Indoctrination” Dead Can Dance.
Ale kariera Siekiery rozkręcała się już poważnie. Co prawda niektórzy kręcili nosem na nowofalowe wcielenie zespołu, ale to, że w 1985 roku wygrali na Festiwalu w Opolu sesję nagraniową, miało znaczenie. Zanim płyta „Nowa Aleksandria” pojawiła się na rynku, przebojami zostały dwie kolejne piosenki. W kwietniu zaczęto grać „Już blisko”. Utwór, który został nagraniem roku 1986 na Liście Przebojów Rozgłośni Harcerskiej, u mnie zadebiutował na miejscu 20 w 112 notowaniu z 19 kwietnia. Nie zrobił furory. Awansował tylko o jedno oczko i spadł po pięciu tygodniach, gdy na szczycie zestawienia miałem „Stripped” Depeche Mode.
Pamiętam, że w wakacje 1986 roku chodziłem pod KMPiK słuchać prób Siekiery. Grali w podziemiach, w pomieszczeniu udostępnionym przez spółdzielnię mieszkaniową.
Pierwszym prawdziwym przebojem, za który pokochałem Siekierę był utwór „Tak dużo, tak mocno”. Zaczęto go grać po wakacjach. U mnie zadebiutował 19 września w notowaniu 134 na miejscu 15, a już dwa tygodnie później został moim numerem 1! Nie da się ukryć, że w połowie lat 80. bliższa była mi nowa fala, niż punk-rock. I o ile „Już blisko” było szybkie i proste, o tyle „Tak dużo, tak mocno” miało w sobie istotne coś więcej. Kawałek ten czterokrotnie zajmował u mnie 1 miejsce w notowaniach: 136,137, 139 i 140 (w 138 przegrał z „Hammer The Halo” Wolfgang Press) i spadł po 13 tygodniach, gdy w zestawieniu miałem już utwór „Bez końca”, który zadebiutował 28 listopada na miejscu 1 i bronił tej pozycji przez kolejne dwa tygodnie.
Chyba na samym początku grudnia 1986 roku byłem na koncercie Siekiery w puławskim „Domu Chemika”. Lubelska Estrada zorganizowała zespołowi mini-trasę promującą „Nową Aleksandrię”. Ja zobaczyłem ich koncert z bydgoskim Variete. Zespół Grzegorza Kazimierczaka znałem z singla „I znowu ktoś przestawił kamienie/Te dni” i bardzo go sobie ceniłem. Goście zagrali jako pierwsi i wypadli naprawdę dobrze. A jednak set Siekiery wypadł jeszcze lepiej. Wręcz genialnie! Równo, mocno, selektywnie, z takim zimno falowym ale i lekko romantycznym klimatem. Niektórzy siedzieli i słuchali, inni pogowali.
Dopiero po tym koncercie kupiłem płytę. Podczas szkolnej wycieczki do Teatru Narodowego w Warszawie obszedłem wszystkie znane mi stołeczne sklepy. W KMPiKu przy Nowym Świecie sprzedawca kręcąc głową na moje pytanie o „Nową Aleksandrię” skomentował, że ludzie pogłupieli z tą Siekierą. Płytę dopadłem dopiero tuż przed spektaklem, w sklepie przy Placu Teatralnym. Napisałem z niej długą recenzję na szkolną gazetkę. Koleżanki z klasy pytały mnie, w duchu warszawskiego sprzedawcy, czy ja sobie z tą Siekiera żartuję, więc je zaprosiłem do domu, żeby posłuchały. Dwa instrumentalne numery mogły im się podobać. I faktycznie – przynajmniej przestały mi się dziwić.
„Bez końca” zmieniło na pierwszym miejscu Clan of Xymox z utworem „Medusa”. Gdy po dziesięciu tygodniach żegnało na koniec stycznia 1987 r. zestawienie, miałem już na liście „Nową Aleksandrię”. Tytułowy utwór z debiutanckiej płyty nie powtórzył sukcesu poprzednich dwóch nagrań. Dotarł do 6 miejsca, a gdy na początku kwietnia opuszczał zestawienie, zespół Siekiera już był rozwiązany.
Nie wiedziałem, że historia zespołu skończyła się tak nieoczekiwanie, w dodatku w momencie odnoszenia największych sukcesów. Na mojej liście gościł jeszcze numer „Ludzie wschodu” – od 6 marca do 15 maja (najwyżej na miejscu 6). Latem 1987 roku ukazała się składankowa płyta „Jak punk to punk”, na której znalazł się utwór „Ja stoję, ja tańczę, ja walczę”, którego pierwszą wersję pamiętałem z filmu „Jestem przeciw”. W wersji z płyty zabrzmiał wręcz kosmicznie, pokazując w jaką stronę zmierzał kwartet i jak duże były jeszcze jego możliwości. Ostatni (na długie lata) wydany numer Siekiery zadebiutował na mojej liście 28 sierpnia na miejscu 12. Dotarł do pozycji drugiej (zblokował go utwór „Ghost” Wolfgang Press). Spadł 13 listopada po 11 tygodniach w zestawieniu.
Gdy prawie dwa lata później robiłem wywiad z Tomaszem Budzyńskim, o Siekierze prawie nie rozmawialiśmy. Trochę o jego waśniach z Tomaszem Adamskim. W 2007 roku poznałem też Tomasza Adamskiego. Przeprowadziłem z nim długą rozmowę, którą zamieniłem w duży artykuł do „Lampy”. Tomasz Adamski kilka razy podchodził do zorganizowania trzeciego składu Siekiery. Rozmawiał o tym i z Darkiem Malinowskim i Pawłem Młynarczykiem. Pierwszy się jego zdaniem nie nadawał wówczas do grania, z drugim nie wyszło ze względów ideologicznych. Ukazał się za to materiał archiwalny z pierwszym składem Siekiery „Na wszystkich frontach świata”. Dopiero wtedy poznałem m.in. kawałki, które znałem dotąd tylko z tekstów w „Koalangu”. Dostałem od Adamskiego winyl „1984” z materiałem zarejestrowanym jesienią 1984 roku podczas jednej z ostatnich prób pierwszej Siekiery.
W 2012 roku ukazało się wznowienie „Nowej Aleksandrii” z nowym remasteringiem, dodatkowym materiałem archiwalnym i niewydanym wcześniej kawałkiem „Serce”, który nigdy nie został dopracowany. Moja firma była sponsorem tej edycji, a ja organizowałem konkursy dla pracowników, w których „Nowa Aleksandria” była nagrodą.
W tym samym roku ukazała się płyta sygnowana nazwa Siekiera, która była praktycznie solowym dziełem Tomasza Adamskiego. Spotkałem się z nim wtedy na kolejną rozmowę, ale wywiad, choć zaakceptowany przez jego menedżera i przez redaktora Lampy nie dostał autoryzacji i do dziś leży na moim dysku. Szkoda.
Ostatnim aktem moich relacji z Siekierą był projekt Michała Wiraszki i Drivealone zrealizowania koncertu i płyty coverowej na 30-lecie wydania „Nowej Aleksandrii”. Wokalista zespołu Muchy, którego poznałem kilka lat wcześniej, przyjechał do Puław, a ja pomogłem mu znaleźć sponsora dla projektu „Nowsza Aleksandria”. W lipcu zostałem zaproszony do Jarocina, by zobaczyć pierwszy z koncertów na którym odegrano cała płytę z udziałem muzyków kilku zaprzyjaźnionych formacji – w tym wokalisty Cool Kids of Death (miała też śpiewać Kaśka Nosowska, ale z przyczyn zdrowotnych musiała ją zastąpić Natalia Fiedorczuk z Happy Pills). 8 lipca 2016 r. na głównej scenie Jarocina pojawiła się scenografia z okładką „Nowej Aleksandrii” a ja poczułem dreszcz słuchając wskrzeszanych dźwięków z tej niezapomnianej płyty. Nie był to może porywający koncert, a jego odbiór był pewnie trochę taki jak na występie Siekiery z 1985 roku, kiedy punkowcy czekali na powtórkę sprzed roku.
21 stycznia 2017 roku na scenie puławskiego „Domu Chemika” zabrzmiała powtórka tamtego jarocińskiego koncertu. Bezpłatne wejściówki rozeszły się błyskawicznie. Sam dostałem się na koncert „po znajomości” – wszak na płycie Drivealone „Nowsza Aleksandria” znalazły się dla mnie imienne podziękowania. Występ znów bardziej rozczarował, niż ucieszył licznie przybyłą tego dnia publiczność. Najlepiej wypadły dwa utwory instrumentalne, najgorzej te z udziałem Kuby Wandachowicza z CKOD. Zagrali też na bis „Serce”, którego nie wykonali w Jarocinie, ale był to raczej smutny wysiłek na koniec występu. Szczęśliwcy mogli tego dnia kupić ściśle limitowany singiel, wytłoczony z okazji koncertu w Jarocinie, zawierający utwór Nowa Aleksandria nagrany przez Drivealone 8 lipca 2016 roku i wersję z koncertu oryginalnej Siekiery z 6 grudnia 1986 roku w klubie „Riviera Remont” w Warszawie. Jeden egzemplarz tego wydawnictwa czekał na mnie.
PS.
13 grudnia dowiedziałem się, że zmarł Zbyszek Kosowski – człowiek trzymający się blisko Siekiery – malarz, nietuzinkowa postać. Lepiej znałem jego młodszego brata, który dzięki kontaktom środowiskowym miał dostęp do ciekawych płyt, z czego sam korzystałem na przełomie lat 80. i 90.