W czwartej serii „The Crown” Elżbieta II konfrontuje się z dwoma symbolami Wielkiej Brytanii lat 80 – premier Margaret Thatcher oraz Dianą Spencer – księżną Walii. Lata 1979-1990 to okres sprawowania rządów przez „Żelazna Damę”. Grana przez Gillian Anderson pierwsza brytyjska premier jest bardziej konserwatywna od samej Królowej. Ich rozmowy są prawdziwym popisem erystyki. Piękna jest też gra konwenansów w ich relacjach. To przysiadanie na fotelach i kanapkach, dystyngowane ukłony. Thatcher jest skoncentrowana na swoich celach, zadaniowa i bezkompromisowa. Rozgrywa swój gabinet polityczny jak wojskowy strateg, a nie kobieta. Jedyny moment odsłaniający jej wrażliwość to moment, gdy jej ukochany syn zaginął w trakcie rajdu Paryż-Dakar. Oczywiście emocje widać też w końcowych momentach jej urzędowania, bo Thatcher nie widziała najmniejszego powodu dla przerwania swojej pracy. Księżna Diana (grana tu przez debiutantkę – Emmę Corrin) jest właściwie jedynym nawiązaniem do lat 80. To jej stroje i gust muzyczny przypominają nam, że mamy tę wyjątkową dekadę końca XX wieku. Styl rodziny królewskiej jest tak bliski czasom sprzed pół wieku, jakby sposób noszenia się był jednym z ważniejszych ceremoniałów. Ale Lady D. to przede wszystkim fenomen pop-kulturowy. Osoba, której popularność przyćmiewała resztę monarszego dworu, a zwłaszcza Księcia Karola. Jej uśmiechy, wdzięk, drobne gesty i proste słowa zaskarbiały jej niebywałej sympatii i wręcz miłości. Ale w serialu poznajemy też tą nieoficjalną twarz Diany – jej beznadziejne małżeństwo, marginalizację przez rodzinę królewską (właściwie tylko mąż Elżbiety II – Filip potrafił szczerze z nią porozmawiać i poświęcić jej odrobinę niewymuszonej uwagi), bulimię, romanse w poszukiwaniu własnej wartości, dziewczęce aspiracje artystyczne. Karol (Josh O’Connor) ma swoje racje i uczucia. Rodzina jest dla niego surowa i raczej trzyma stronę Diany, nie akceptując jego miłości do Camili. Karol gustuje w ogrodnictwie i sztuce wyższych sfer, nie znajdując z Dianą ani wspólnych zainteresowań, ani gustu. Wielka historia toczy się w tym serialu bardziej na łamach czytanej przez bohaterów prasy, czy w telewizyjnych wiadomościach. Wojna o Falklandy, walka z apartheidem w RPA, upadek komunizmu, konflikt w Zatoce Perskiej – właściwie nic z tego nie widzimy. Również lokalne problemy praktycznie nie istnieją. Górnicze strajki i rosnące bezrobocie nie są tak ważne, jak kolejne polowania i rodzinne scysje i rozczarowania. Protesty społeczne sprowadzone zostały do szalonej wizyty jednego desperata w Pałacu Buckingham i jego rozmowy z Królową. Elżbieta II (Olivia Colman) niewątpliwie stara się odnaleźć wobec nowych wyzwań. Bierze sobie do serca uwagi dzieci o nadmiernym dystansie uczuciowym, spiera się z Thatcher, liczy się z opinią publiczną. Jednocześnie jednak tkwi w dworskiej sztywności, w monarszych tradycjach i zwyczajach. Czwarta odsłona serialu wzbudza uczucia związane z dość żywą pamięcią o tamtych czasach, ale i niesłabnącą ciekawością co do kulisów dworskiego życia – zwłaszcza w przypadku Księżnej Diany. Na pierwszy plan wysuwa się jednak współczucie, a nie podziw dla Monarszej Rodziny, która musi zacząć sobie wmawiać, że ma życie jak z bajki.