„What to Look for in Summer” – Belle and Sebastian

Matador Records, 11 grudnia 2020

„What to Look for in Summer” – Belle and Sebastian

Szkocki zespół Belle And Sebastian zgromadził na świecie zaskakująco wielu fanów, co pozwoliło mu przenieść występy z małych studenckich klubów do prawdziwych sal koncertowych. I choć każdemu, kto prawie ćwierć wieku temu zakochał się w dźwiękach „Tigermilk”, trudno wyobrazić sobie sceniczny rozmach piosenek zespołu, to zapis takich właśnie występów z 2019 roku wypełnił dwupłytowe wydawnictwo „What to Look for in Summer”. Koncerty zagrane wówczas – głównie w USA i Kanadzie, ale też w Europie – nie były trasą promującą konkretną płytę (wydany w 2019 materiał „Days of the Bagnold Summer”, był wszak muzyką do filmu) lecz stanowiły przegląd przez niemal całą dyskografię grupy. Pierwszą płytę wypełniły głównie nagrania z lat dwutysięcznych. Wyjątkiem są tu – zagrany na wstępie „Dirty Dream #2” z „The Boy With The Arab Strap” oraz „Seeing Other People” z „If You’re Feeling Sinister”. Od razu zaznaczę, że te klasyczne piosenki na żywo absolutnie nic nie straciły ze swojego oryginalnego uroku. Z kolei druga płyta, to głównie nagrania z lat 90. Zespół jeszcze trzykrotnie sięga tu po „If You’re Feeling Sinister”, wykonuje też „My Wandering Days Are Over” z debiutu (ta piosenka promuje zresztą wydawnictwo), dwie piosenki z EP’ki „Dogs on Wheels” i utwór tytułowy z „The Boy with the Arab Strap” (kolejny kawałek promocyjny). Ze sceny wybrzmiewały na trasie wszystkie charakterystyczne ozdobniki grane przez instrumenty smyczkowe, organy Hammonda, pianino, rożek francuski, trąbkę. Stuart Murdoch wyśpiewuje swobodnie swoje partie. Gorzej, gdy głos dostają wokalistki lub trzeba zgrać damsko-męskie harmonie wokalne. Cierpią na tym „Little Lou, Ugly Jack, Prophet John”, „I Didn’t See It Coming”, a zwłaszcza „Beyond The Sunrise”. Jednak to rzadkie momenty. Patrząc na repertuar zebranych tu nagrań (zespół wybierał materiał płytowy z kilku koncertów) może trochę zaskakiwać brak wielu singlowych pewniaków. Ale Szkoci mają tyle dobrych piosenek na swoich płytach, że można odnieść wrażenie, że grają prawie same hity. Rozpoznaję je po kilku pierwszych taktach, choć niewątpliwie niektóre ich płyty mam lepiej, a inne nieco mniej osłuchane. Publiczność reaguje żywiołowo, a Stuart często zagaduje, czy wprowadza kolejne kawałki, co oddaje generalnie entuzjastyczny nastój ubiegłorocznych występów. Muzyka Belle And Sebastian daje wiele radości, ciepła, poczucia intymnego spotkania z bezpretensjonalnymi piosenkami. Wydaje się, że lepiej słucha się tego w domowym zaciszu, ale to koncertowe wydawnictwo pokazuje, że tego typu uczuciami można dzielić się z powodzeniem w szerszym gronie. Momentami można nawet puścić się w tany i pląsy (choćby przy takim „The Boy With The Arab Strap”, trwającym tu ponad 7 minut). Z kolejnymi odsłuchami to płyta jeszcze bardziej zyskuje. Wszystko trafia jakby na swoje miejsce i trudno chyba nie ulec fenomenowi zespołu, który w równym stopniu porwał europejskich, jak i amerykańskich słuchaczy.